Ukraina zajmuje 6 proc. kontynentu, a na jej terytorium znajduje się 35 proc. europejskiej bioróżnorodności. Nasi sąsiedzi mają też czwartą część globalnych czarnoziemów. Właśnie kondycja ubijanej przez ciężki sprzęt wojskowy i zatruwanej toksynami z pocisków gleby szczególnie martwi ekologów.
Oleje i toksyczne materiały z porzuconych czołgów mogą spłynąć nawet do wód gruntowych. Rosyjskie ataki rakietowe wywołują pożary lasów, bombardowania zakładów przemysłowych powodują skażenie wody, działania wojenne zagrażają mokradłom. Giną też zwierzęta – po 24 lutego 2022 r. na czarnomorskie wybrzeża zaczęły wypływać rekordowe liczby ogłuszanych przez sonary delfinów.
Już rok temu monitorujący tę wielowymiarową destrukcję UNEP, czyli oenzetowski program środowiskowy, ostrzegał, że wojna może pozostawić po sobie „toksyczne dziedzictwo na wiele pokoleń”.
– Gdy giną ludzie, niszczone są domy, wywożone dzieci, przyroda schodzi na dalszy plan, choć konsekwencje jej zniszczenia są długotrwałe. Tak było praktycznie we wszystkich dotychczasowych konfliktach – mówi Solomia Baran, prawniczka z ukraińskiej organizacji Ekologia Prawo Ludzie. – Ukraina też szła tą drogą, dopóki atak na zaporę w Nowej Kachowce [6 czerwca – przyp. red.] nie wywołał ogromnego rezonansu.
„To brutalne ekobójstwo” – podsumował zniszczenie zapory prezydent Wołodymyr Zełenski. W mediach społecznościowych wtórowała mu znana aktywistka klimatyczna, Szwedka Greta Thunberg, po czym Zełenski zaprosił ją do Kijowa. „Reakcja świata na to ekobójstwo jest niewystarczająca” – komentowała podczas pobytu w Ukrainie Thunberg.
Określenie ekobójstwo narodziło się w 1970 r., w odpowiedzi na spustoszenie, jakie wywołał używany przez Amerykanów w Wietnamie Agent Orange.