Afrykański aspirant
RPA śni o potędze, podpada Ameryce, puszcza oko do Rosji. Na razie kończy się klapą
Po zerwaniu umowy zbożowej, która umożliwiała bezpieczny transport ukraińskich płodów rolnych przez Morze Czarne, m.in. do Afryki, Władimir Putin obiecał w zamian darmowe dostawy rosyjskiego zboża. W odpowiedzi, podczas zakończonego niedawno szczytu afrykańsko-rosyjskiego w Petersburgu, usłyszał jednak: nie chcemy podarunków, chcemy zboże kupować, czas skończyć tę wojnę. I tak pomyślany jako propagandowy triumf „humanitarny” szczyt zamienił się w wielką klapę.
Jednym z inicjatorów tak ostrego stanowiska Afryki w sprawie wojny był rząd Republiki Południowej Afryki, który mimo swoich wewnętrznych problemów próbuje grać w wyższej lidze geopolityki, niż wynikałoby to z potencjału tego kraju.
Co ciekawe, z tą południowoafrykańską grą związany jest incydent, do którego 15 czerwca doszło na warszawskim Okęciu. Polska straż graniczna zatrzymała samolot z członkami ochrony prezydenta RPA Cyrila Ramaphosy. Wedle polskiego MSZ na pokładzie znajdowały się materiały, na których wwóz przedstawiciele RPA nie mieli pozwolenia, oraz osoby, które nie zostały wcześniej notyfikowane stronie polskiej. Około setki ochroniarzy i grupa dziennikarzy spędziło w wyczarterowanym samolocie 26 godzin.
Południowoafrykański prezydent podróżował przez Warszawę do Kijowa, a potem do Moskwy, aby przekonać prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i Putina do zawieszenia broni. Misji towarzyszyła teza, że rosnące w wyniku wojny światowe ceny żywności i nawozów, które szczególnie dotykają Afrykę, jak również neutralność tego kontynentu, predestynują „lidera kontynentu”, czyli RPA – do roli mediatora.
Manewry z mordercami
Ta deklarowana neutralność od początku agresji rozmijała się jednak z realiami. Egipt i Uganda na potęgę kupują rosyjską broń, nawet RPA – tradycyjnie postrzegana jako bliski sojusznik Ameryki – ostatnio podpadła Waszyngtonowi.