Świat

Zimne ulice, zielone kieszenie, schrony. Jak miasta w Europie radzą sobie z upałem

Czerwiec 2022. Kurtyna wodna na krakowskim Rynku. Czerwiec 2022. Kurtyna wodna na krakowskim Rynku. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
Nie tylko panele słoneczne, nacisk na transport zbiorowy i więcej zieleni miejskiej. Rozwiązania, które samorządy wdrażają w celu walki z ociepleniem klimatu, coraz częściej mogą służyć za przykład potrzebnej polityki publicznej dla władz centralnych.

W ubiegłym roku jedną z najczęściej opisywanych przez europejskie media historii ze styku katastrofy klimatycznej i polityki było utworzenie przez magistrat w Atenach pierwszego w Europie stanowiska oficera do spraw upału. Eleni Myrivili udzielała dziesiątek wywiadów, opowiadając w nich o pomysłach na schłodzenie greckiej stolicy. Mówiła o rzeczach na pierwszy rzut oka oczywistych, jak potrzeba utworzenia „zielonych kieszeni” – małych, gęsto zalesionych parków i skwerów w różnych częściach miasta, o wzmocnieniu roli transportu publicznego, remontach budynków administracji publicznej, by pochłaniały mniej energii. Szybko jednak zakres jej kompetencji musiał zostać poszerzony o inicjatywy związane m.in. ze zdrowiem publicznym, bo długie i intensywne fale upałów coraz częściej niosą ze sobą ofiary śmiertelne. Według różnych źródeł co roku w Europie gorący ponad miarę klimat wywołuje od 100 do nawet 150 tys. przedwczesnych zgonów, dlatego Myrivili oprócz sadzenia drzew i ograniczania użycia klimatyzacji musiała wziąć pod opiekę system ostrzegania mieszkańców przed upałami oraz projekty edukacyjne mające ich uczyć, jak z wysokimi temperaturami radzić sobie najlepiej.

Tymczasem tegoroczne lato na południu Europy przybiera już wymiar niemal apokaliptyczny. Rekordowe pożary szaleją na greckich wyspach, w południowych Włoszech, w Portugalii, Hiszpanii oraz po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Na Półwyspie Apenińskim ekstremalne warunki pogodowe tylko w tym tygodniu pochłonęły pięć ofiar śmiertelnych, a gwałtowne burze na północy kraju przyniosły spore zniszczenia materialne. Coraz gorzej w upałach radzi sobie infrastruktura – mnożą się opóźnienia pociągów, awarie sieci energetycznej, przerwy w dostawach wody. Mimo że katastrofa klimatyczna wdziera się w życie milionów ludzi coraz gwałtowniej, rządy poszczególnych krajów wciąż albo nie biorą problemu wystarczająco poważnie, albo oferują nieskuteczne rozwiązania, koncentrując się na walce nie z przyczyną, a skutkiem upałów. W wyniku rozmytej odpowiedzialności i braku silnej inicjatywy politycznej z samej góry problem coraz częściej na swoje barki, tak jak w Atenach, biorą samorządy. I niektóre z wdrażanych przez nie rozwiązań warte są co najmniej dokładniejszej analizy.

Czytaj także: Będą susze, powodzie, upały, migracje, głód, wojny. Czy klimat nas zabije?

Śmiercionośne fale upałów

Czasami, jak w przypadku Wiednia, nie trzeba nawet wymyślać niczego nowego – wystarczy nie odchodzić od sprawdzonych rozwiązań. W stolicy Austrii, wygrywającej od lat wszelkiej maści rankingi na najbardziej przyjazne miasto w Europie (a czasami również na świecie), istnieje bardzo dobrze utrzymana sieć miejskich, ogólnodostępnych basenów. Łącznie w granicach miasta mieści się 36 takich obiektów, wiele z nich pod gołym niebem – w czasie letnich upałów biją one rekordy popularności. Do tego jako jedna z niewielu europejskich metropolii nie wyeliminowała ze swojego krajobrazu publicznych źródeł wody pitnej – takich fontann i kranów jest w Wiedniu ponad 1,1 tys., dzięki czemu mieszkańcy mają praktycznie zawsze możliwość nawodnienia się. Do już istniejącej infrastruktury władze miasta w ostatnich latach dodały „zimne ulice” – specjalnie w tym celu wytypowane, dobrze zalesione i wypełnione cieniem korytarze komunikacyjne, nad którymi instalowane są rury rozpylające wodną mgiełkę. Do tego dochodzą rozwiązania konwencjonalne, choć tak samo ważne: nieustanne poszarzenie sieci ścieżek rowerowych, doinwestowany transport publiczny oraz infrastruktura służąca do retencji wody.

Z kolei władze Frankfurtu nad Menem stawiają na „zielone korytarze” – sporych rozmiarów obszary w centrum miasta, które są nie tylko zdominowane przez parki i zieleń, ale również objęte zakazem budowania na nich konstrukcji powyżej ustalonej górnej wysokości. W ten sposób zapewnia się swobodny przepływ powietrza, w tym zimnego, do środka tkanki miejskiej, skutecznie schładzając temperaturę zwłaszcza w gęściej zabudowanych częściach miasta. Innym rozwiązaniem, do którego zachęcają samorządy w Mediolanie, Madrycie i innych europejskich metropoliach, jest tworzenie zielonych dachów. Pierwszym miastem, które wprowadziło zapisany w prawie obowiązek posiadania tego rodzaju projektów na dachach, była w 2021 r. szwajcarska Bazylea. Dzisiaj to już koncepcja powszechna, choć wciąż jeszcze promowana bardziej jako dodatek do budynku niż jego niezbędna część.

Skala wyzwań klimatycznych, z jaką mierzyć się muszą miasta szwajcarskie, niemieckie czy austriackie, jest jednak znacznie mniejsza niż w wypadku obszarów zabudowanych na południu Europy – tam fale upałów są dosłownie śmiercionośne i przede wszystkim coraz dłuższe. Dlatego rozwiązania wprowadzane przez tamtejsze samorządy wydają się czasem wręcz dramatyczne.

Czytaj także: Kryzys klimatyczny. Trzeba działać teraz albo nigdy

Bunkry i kurtyny

Madryt, gdzie od 12 lipca temperatura codziennie przekraczała 30 st. C, momentami dochodząc do 39, stworzył dla swoich mieszkańców sieć schronów klimatycznych – tym terminem określane są klimatyzowane budynki należące do instytucji publicznych: szkoły, urzędy, biblioteki, nawet teatry. W czasie ekstremalnych upałów pozostają one otwarte, wstęp do nich jest darmowy i można się w nich dosłownie schronić przed zagrożeniem wynikającym z gorąca. To rozwiązanie wprowadzone przede wszystkim z myślą o starszych mieszkańcach stolicy Hiszpanii, ale też osobach, które z racji wykonywanych zawodów spędzają długie godziny na otwartym powietrzu. Sycylijskie Palermo, mocno zdestabilizowane niedawnymi pożarami, które zakłóciły funkcjonowanie lokalnego lotniska i uszkodziły sieć dróg dojazdowych do miasta, stawia na wodne kurtyny, umieszczane przede wszystkim w miejscach, w których woda nie wsiąka w podłoże – tworząc w ten sposób „odbijające powierzchnie”, schładzające temperaturę wokół siebie. Do tego dochodzą inicjatywy już prawie całkowicie prowizoryczne, jak rozdawanie darmowych butelek z wodą czy wysyłanie w miasto patroli służb ratowniczych, które upewniają się, że w miejscach publicznych nikt nie mdleje z gorąca.

Czytaj także: Beton, sjesta i centra handlowe. Upały w mieście – czy mamy z nimi szanse?

Nie wszędzie jednak walka z upałami jest tak samo skuteczna, zarówno w krótszej, jak i dłuższej perspektywie. Jednym z największych wyzwań dla południowych krajów jest pogodzenie walki o zachowanie dziedzictwa architektonicznego z potrzebami zielonej rewolucji energetycznej. Tak na przykład jest we Florencji, również cierpiącej z powodu fali gorąca w ostatnich dwóch tygodniach, a będącej przecież jednym z najbardziej turystycznie obleganych miast na świecie. W centralnej części miasta żyje na co dzień 150 tys. osób i codziennie, 365 dni w roku, drugie tyle spędza tam noc jako goście. Nie ma już mowy o podziale na sezon wysoki i sezon niski, intensywny ruch turystyczny utrzymuje się cały czas. Jednym z głównych magnesów przyciągających turystów są florenckie widoki, zwłaszcza panorama tamtejszych dachów – i ponieważ są one chronione krajowymi i międzynarodowymi regulacjami, nie można na nich zamontować paneli słonecznych. Co sprawia, że zużycie energii, zwłaszcza w lecie, przy włączonych tysiącach klimatyzatorów, jest niewyobrażalnie wysokie.

Południe Europy zmaga się z coraz dłuższymi i gorętszymi falami upałów, jednak rządy narodowe nadal tę kwestię ignorują. Premier Włoch Giorgia Meloni twierdzi wręcz, że nie ma związku między zmianami klimatycznymi a modelem rozwoju gospodarczego we Włoszech, a rozwiązania z zakresu polityki środowiskowej nie powinny jej zdaniem zakłócać funkcjonowania przedsiębiorstw prywatnych. W obliczu takich zaniedbań walkę z gorącem muszą prowadzić samorządy, również dlatego że nie mają alternatywy – to one są bliżej ludzi, a co za tym idzie – bliżej potencjalnych ofiar. Nierzadko radzą sobie z tym problemem całkiem nieźle, ale to zaledwie plaster na ranę, naprawianie skutków zamiast zwalczania przyczyn. Do tego drugiego potrzeba działań systemowych, na poziomie globalnym, a te dla samorządowców nie są łatwo osiągalne. Więc choć z inicjatyw podejmowanych lokalnie przebija optymizm, jest to optymizm co najwyżej umiarkowany.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną