Przyczajona śmierć
Miny jeszcze długo będą odbierać życie Ukraińcom. Mali giną, więksi tracą nogi
Oczyszczenie Ukrainy z min i niewybuchów będzie operacją porównywalną z pozbieraniem ich w Europie po drugiej wojnie światowej. Dodatkowych wysiłków wymagać będzie rozliczenie z zarzutów o stosowanie przez ukraińskie wojsko zakazanych min przeciwpiechotnych. A to szczególnie bolesne, bo ich szrapnele trafiają w reputację kraju prowadzącego w końcu sprawiedliwą obronę.
Chcąc nie chcąc, kraj ten stał się jedną wielką miną – te śmiercionośne urządzenia leżą już przynajmniej na 174 tys. km kw. To obszar większy od połowy Polski. Instaluje się je ręcznie, zrzuca z powietrza, rozkłada „narzutowo” – rakietami albo z helikopterów. Są wszędzie, dokąd dotarli żołnierze. Pozostały wzdłuż dróg oraz tam, gdzie wojsko się zatrzymało, nawet na krótko. Chroniło nimi swoje pozycje i oczywiście na odchodnym nie zabrało ich ze sobą.
Wycofujący się Rosjanie rozrzutnie minowali teren, montowali też wybuchowe pułapki. Granaty pod ciałami zabitych, blokady ryglujące dostęp do linii energetycznych i wymagających naprawy stacji transformatorowych. Pozostawili ładunki w dziecięcych zabawkach, ulach, psich budach i traktorach, by zabijały po włączeniu silnika.
I jeszcze niewybuchy, zwłaszcza pociski artyleryjskie, które spadły na zbyt miękki grunt albo miały defekt. Będą ich setki tysięcy? Miliony? Niebezpieczne pamiątki pozostawi stosowana przez obie strony konfliktu amunicja kasetowa, zamieniająca się w deszcz pocisków wielkości puszek na napoje. Od lutego 2022 r. w Ukrainie zebrano w sumie ponad 540 tys. min i niewybuchów.
Zwalczanie siły żywej
Po drugiej wojnie światowej Europa sprzątała je przez 15 lat. Ukrainę czeka operacja o porównywalnej skali. Miny i niewybuchy nie rozróżniają żołnierza od cywila. Będą pierwszą przeszkodą w odbudowie kraju, gospodarki i powrocie do próby pokojowego, normalnego życia.