Na początek wyjaśnijmy sobie jedno: sytuacja jest patowa na wszystkich frontach. Nigdzie nie widać wyraźnej przewagi którejkolwiek strony. To niebezpieczne, bo oznacza kontynuację wojny na wyniszczenie: liczy się głównie potencjał prowadzenia długotrwałej kampanii, a w tym niestety Rosja przoduje. Prowadzi dość ograniczone działania, nie ogłasza pełnej mobilizacji, nie przestawia gospodarki na wojenny tryb. A dla Ukrainy to pełnoskalowa wojna ze wszystkimi tego konsekwencjami: powszechną mobilizacją, całą gospodarką pracującą na wojenny wysiłek. Gdyby nie wszechstronna pomoc zachodnich państw, Rosja już by się znalazła w fazie „przerwy”, jak nazywa stan pokoju. Przerwy przed czym? Strach pomyśleć...
Najważniejszy i dający Rosji największe nadzieje jest front północny. Tutaj koncentruje coraz większe siły, a intensywność walk rośnie. Można mówić o pierwszych efektach wzmocnienia: wojska powoli dochodzą do lewobrzeżnej części Kupiańska, gdzie znajduje się węzeł kolejowy, niewątpliwie łakomy cel. Mamy jednak wątpliwości, czy Rosjanie byliby w stanie skorzystać z tej mocno zniszczonej infrastruktury, narażonej na ostrzał z przeciwnego brzegu rzeki Oskił. Drugim takim węzłem kolejowym jest Łyman, ale tutaj Rosjanie natrafili na poważną obronę w Torśkiem nad Żerebcem. Ukraińcy są też obecni w rejonie lasu serebriańskiego na południe od Kreminnej – Rosjanie mają spore problemy z „oczyszczeniem” terenu. Między dwoma węzłami kolejowymi znajduje się jeszcze węzeł drogowy Swiatowe, kontrolowany teraz przez wroga. Ale mimo walk okoliczne starcia nie przynoszą zdecydowanego efektu.