Stacze i siadacze
Czy mężczyźni powinni sikać na siedząco? Polacy stoją dumni i wyprostowani
Pierwszy raz wyżej podpisany spotkał się z tym zjawiskiem wiele lat temu u szwagierki mieszkającej pod Stuttgartem – w łazience, obok sedesu, była naklejka w rysunkowy sposób wyjaśniająca, że trzeba usiąść. Z szacunku dla utrzymujących czystość domowników. Wychowany w dumnej, polskiej kulturze stojącej poczułem się wytknięty palcem, zażenowany, a potem ośmielony do osobistej rewolucji, która trwa do dziś (z rzadkimi wyjątkami).
Z pozoru sprawa jest prosta, bo chodzi przecież o higienę. Sikanie na stojąco może narobić wokół sedesu niezłego zamieszania. Nieporównywalnie większego niż opcja na siedząco. Nie mówiąc już o tym, że stojący najczęściej nie sprzątają po sobie.
W tej dyskusji często przywoływany jest eksperyment amerykańskiego inżyniera Tadda Truscotta, który za pomocą szybkoklatkowych kamer zbadał mechanikę moczowych rozprysków. Wyszło mu, że zwięzłość strumienia kończy się po jakichś 8–15 centymetrach. Potem można już mówić o autonomicznych kropelkach, które zderzając się między sobą, wyraźnie zmieniają kierunki. A na koniec odbijają się jeszcze od powierzchni wody i ścianek sedesu („lanie po ściankach” nic nie daje).
W konkluzjach inż. Truscott napisał m.in.: „Jeżeli szczoteczki twoich najbliższych są oddalone o 3–4 metry od muszli klozetowej, to możesz spać spokojnie. Ale jeśli ta odległość to zaledwie 1–2 metry… no cóż, to w końcu twoi bliscy”.
Poza tym siusianie na siedząco jest również zdrowsze dla zainteresowanego. Według badań Uniwersytetu w Lejdzie (poważnie!) takie ułożenie ciała na sedesie sprawia, że pęcherz opróżnia się szybciej i dokładniej. A to nie jest bez znaczenia dla mężczyzn, którzy mają problemy z prostatą czy dolnymi drogami moczowymi. Nie mówiąc już o tym, że to rozwiązanie dużo cichsze i pozwalające – w razie nagłej potrzeby – szybko zmodyfikować plany toaletowe.