Indie lecą na Księżyc
Indie lecą na Księżyc. W tym roku w kosmosie zrobi się tłoczno
W drodze na Srebrny Glob jest Chandrayaan-3, indyjski statek kosmiczny, którego nazwa w sanskrycie oznacza pojazd księżycowy. Na 23 lub 24 sierpnia zaplanowane jest lądowanie łazika, mającego za zadanie eksplorację słabo zbadanego, być może zasobnego w wodę, bieguna południowego, przez urozmaiconą rzeźbę terenu uchodzącego jednak za miejsce dość niebezpieczne. Jeśli się uda, Indie zostaną czwartym państwem – po Stanach Zjednoczonych, ZSRR i Chinach – które wyślą swoją misję na powierzchnię Księżyca. Już udany start dał krajowi powody do powszechnie manifestowanej dumy. Premier Narendra Modi poruszył nacjonalistyczną strunę, stwierdzając, że razem z rakietą lecą marzenia i ambicje każdego obywatela. Eskapada oprócz naukowych ma cele bardziej przyziemne, jej zadaniem jest tchnąć dodatkową energię w prężnie rozwijającą się indyjską branżę kosmiczną, wyspecjalizowaną w posyłaniu satelitów na orbitę.
Oczywiście Indie nie są jedyne. W tym roku w okolicach Księżyca będzie „najtłoczniej od czasu zakończenia programu Apollo”. W kwietniu tuż przed metą rozbił się lądownik prywatnej firmy z Japonii. Na sierpień planowany jest start sondy rosyjskiej, niedługo później swoje projekty powinny posłać dwie firmy amerykańskie i Japońska Agencja Eksploracji Aerokosmicznej. Powrót na Księżyc wynika m.in. z tego, że dziś do organizacji misji bez załogi nie potrzeba możliwości technologicznych supermocarstwa i gigantycznego budżetu, w przypadku Chandrayaan-3 wystarczyła równowartość 75 mln dol. Może czasy i ceny się zmieniły, ale w kosmosie nadal obowiązują reguły mocarstwowej rywalizacji, teraz amerykańsko-chińskiej. W czerwcu Indie dołączyły do obozu amerykańskiego, podpisały porozumienie Artemis, które z inicjatywy Waszyngtonu określa deklarowane zasady pokojowej eksploatacji Księżyca, Marsa, asteroid i innych ciał niebieskich, potencjalnie bogatych w surowce naturalne.