Słynny seryjny morderca z Long Island: kochający mąż i ojciec? Policja ma podejrzanego
Policja stanu Nowy Jork aresztowała w ostatni czwartek domniemanego sprawcę słynnej serii morderstw na Long Island sprzed ok. 15 lat, rozsławionej bestsellerową książką non-fiction i serialem telewizyjnym, znanej jako „Gilgo Beach killings” – od nazwy plaży, w pobliżu której znajdowano ciała ofiar. Postać aresztowanego gwarantuje, że powstanie teraz o tej sprawie następny, jeszcze bardziej sensacyjny serial.
Mordercą co najmniej czterech, a może nawet dziesięciu kobiet jest – jak twierdzą władze – 59-letni architekt Rex Heuermann, właściciel firmy konsultingowej na Manhattanie, od 25 lat żonaty, ojciec dwojga dzieci, nigdy niekarany. Na YouTubie pod nazwą Bonjour Realty Heuermann udzielił wywiadu, w którym opowiedział, że w swojej firmie zajmuje się rozwiązywaniem konfliktów między deweloperami a władzami nadzorującymi budownictwo. Inaczej mówiąc, zwyczajny, dobrze sytuowany mieszczanin, człowiek, którego nikt nie podejrzewałby o taką zbrodnię.
Jak policja wpadła na trop mordercy
Sprawę Gilgo Beach zapoczątkowało znalezienie ciał zatrudnionych w agencjach towarzyskich (escort agencies) młodych prostytutek z okolic Nowego Jorku, które pod koniec lat 90. i w pierwszej dekadzie XXI w. znikały bez śladu. Zwłoki były związane, zawinięte w płótno i zakopane wzdłuż plaży Gilgo Beach – w pobliżu domu Heuermanna.
Aresztowano go pod zarzutem na razie tylko trzech morderstw: 24-letniej Melissy Barthelemy, 22-letniej Megan Waterman i 27-letniej Amber Lynn Costello. Podejrzewa się jednak, że zabił także kilka innych kobiet, mężczyznę i dziecko, których ciała też znaleziono w okolicy. Na trop Heuermanna naprowadził policję zarejestrowany na jego nazwisko samochód Chevrolet Avalanche, który świadek – alfons zamordowanej Amber Costello – zauważył przed jej zabójstwem, oraz DNA z resztek pizzy, które architekt wyrzucił do śmietnika na Manhattanie – było zgodne z DNA na włosie znalezionym na ciele jednej z ofiar.
Według oskarżenia Heuermann umawiał się z kobietami za pomocą tzw. burner phones, telefonów komórkowych kupowanych do tymczasowego użytku, z opłaconymi minutami, bez podpisywania kontraktu z operatorem. Komórki takie są w USA legalne i reklamowane nawet jako wyjątkowo bezpieczne, bo trudniejsze do zhakowania i wykradzenia danych użytkownika. Heuermann użył co najmniej siedmiu, każdą wyrzucił po kolejnym morderstwie.
Czytaj też: Młodzi mordercy. Kilka wstrząsających historii
Dr Jekyll i Mr Hyde
Policja informuje również, że Heuermann „kompulsywnie”, przez 14 miesięcy, ponad 200 razy szperał w internecie, szukając fotografii swoich ofiar i członków ich rodzin, jak również wszelkich zdjęć i filmów kobiet gwałconych i zabijanych. Zaglądał też na strony z dziecięcą pornografią. Miał telefonować do rodzin ofiar, m.in. do siostry zamordowanej Melissy Barthelemy, nękając je wulgarnymi wyzwiskami. Innymi słowy, był całkowicie zdeprawowanym sadystą. Władze nazywają go „demonem” i „ludojadem”.
Telefony Heuermanna do rodzin okazały się jedną z poszlak, które umożliwiły w końcu śledczym wytropienie zabójcy. I obalają – jak komentują niektóre media – mit „genialnego zabójcy”, który jest superinteligentny i działa całkowicie racjonalnie, aby uniknąć wykrycia i aresztowania. Mit utrwalony w popularnych filmach o seryjnych mordercach, jak „Milczenie owiec”.
Na przesłuchaniu, gdzie przedstawiono mu zarzuty, Heuermann nie przyznał się do winy. Po aresztowaniu podobno płakał. Tak w każdym razie twierdzi jego adwokat Michael Brown. Heuermann powiedział mu ponoć: „Nie zrobiłem tego”. W oświadczeniu dla mediów mecenas podkreślił, że dowody przeciwko jego klientowi są „tylko poszlakowe”, i opisał go jako „kochającego męża”, przykładnego ojca rodziny.
W sprawie są jeszcze rozmaite znaki zapytania. Media podały, że Heuermann miał kłopoty finansowe i mógł się narazić władzom podatkowym. Nieco zagadkowy jest jego dom w Massapequa Park na Long Island – dość zaniedbany w porównaniu z domami sąsiadów, podobnie jak Heuermann zamożnych przedstawicieli klasy średniej. Morderca miał też posiadać pozwolenie na aż 92 sztuk broni palnej. Według niektórych doniesień niewykluczone, że zabijając swoje ofiary i usuwając ślady, nie działał sam.
Jeżeli dowody przeciw Heuermannowi, potwierdzające jego podwójne życie, okażą się niepodważalne, mamy najwyraźniej do czynienia z klasycznym przypadkiem rozszczepienia osobowości, zgodnie z literackim mitem „Doktora Jekylla i Mr. Hyde’a”. Hollywood dostał w każdym razie w prezencie gotowy scenariusz na kolejny ekranowy blockbuster. Pytanie, czy napiszą go scenarzyści – którzy od maja strajkują – czy sztuczna inteligencja.