Arcybiskup Georg Gaenswein ma kłopot. Były wieloletni sekretarz osobisty i opiekun Benedykta XVI jest wykonawcą ostatniej woli papieża Ratzingera, który zmarł w 2022 r. Zapisał w testamencie pewne sumy swoim kuzynom. Nie wiemy, jak duże. Wiemy, że jest tych krewnych piątka i wszyscy mieszkają w Niemczech. Hierarcha zwrócił się do nich z pytaniem, czy przyjmują zapisany im spadek. Na razie odpowiedziała jedna osoba – negatywnie. Niemieckie prawo spadkowe przewiduje, że przyjęcie spadku oznacza zgodę na spłacenie ewentualnych roszczeń wysuniętych pod adresem autora testamentu. A takie roszczenia zostały wysunięte. W ponurym kontekście, bo chodzi o jedną z ofiar nadużyć seksualnych w Kościele w Niemczech.
W opublikowanym w zeszłym roku niemieckim raporcie na ten temat pojawia się sprawa czterech księży krzywdzicieli, o których Ratzinger wiedział, kiedy był arcybiskupem w Monachium. Mimo to nie interweniował, jak należało. Hierarcha zaprzeczał, a Watykan potępił pochopne wysuwanie zarzutów. Gdy raport trafił do opinii publicznej, sędziwy Benedykt przyznał, że wiedział o jednym z księży, ale podjął odpowiednie działania. Fakty tego nie potwierdzają. Ks. Peter Hullermann został skierowany na terapię, po czym powrócił do pracy duszpasterskiej i krzywdził kolejnych chłopców. Jedna z jego ofiar zażądała rekompensaty: 500 tys. euro od spadkobierców, 300 tys. euro od kurii monachijskiej. W tej sytuacji córka i opiekunka jednego z kuzynów papieża zapowiedziała, że nie przyjmą spadku. Wykonawca testamentu poinformował, że część zapisana kuzynom nie obejmuje honorariów autorskich Ratzingera za jego książki i wykłady ani pensji, jaką pobierał jako ordynariusz archidiecezji monachijskiej. Nie wiadomo, komu mają przypaść te prawdopodobnie duże pieniądze.