Dmuchana armia
Dmuchane samoloty, czołgi i wyrzutnie rakiet. Po co Ukrainie te atrapy?
Mały epizod wielkiej wojny: w czeskim prowincjonalnym Dĕčinie, w opuszczonym supermarkecie, mieści się Inflatech, najnowocześniejsza obecnie wytwórnia nadmuchiwanych atrap sprzętu wojskowego. Zatrudnia 25 osób i ma w ofercie ponad 30 modeli, w tym samoloty, czołgi i wyrzutnie rakiet, które – według osób dobrze poinformowanych – dostarcza teraz w ramach pomocy wojskowej Ukrainie. Firma tych informacji nie potwierdza, ale i zbyt stanowczo nie zaprzecza, a ostatnie nowości w ofercie: czołgi Abrams i zestawy HIMARS, rozwiewają wątpliwości.
Za sukcesami Inflatechu stoi Rosjanin Wiktor Tałanow, od 2014 r. przebywający w Czechach. On z kolei zdobywał doświadczenie u boku ojca Aleksandra, którego firma Rusbal od wielu lat produkowała balony, aż w pewnym momencie ich drogi biznesowe i polityczne się rozeszły. Także Rusbal produkuje atrapy dla wojska, a wiemy o tym z rosyjskiego portalu śledczego Insider, który ustalił, że Tałanow senior miał sprawę karną o łapówkarstwo: odpalał generałom 4 proc. od każdego kontraktu. Z kolei Tałanow junior uważa, że w Czechach robią dużo lepszy sprzęt, który bije konkurencję, w tym chińską, realizmem i nie wygląda jak wielkie pompowane materace. W tej dziedzinie także dokonuje się ostry wyścig technologii: atrapy muszą być lekkie (teraz ważą ok. 40 kg), łatwo pompowalne i coraz bardziej oszukańcze: obecne naszpikowane są elektroniką i emitują ciepło. Niewykluczone, że produkty Tałanowów spotykają się po obu stronach frontu.
Wydawać by się mogło, że ta tradycyjna dziedzina sztuki wojennej, oszukiwania przeciwnika, którą rozsławiła Operacja Fortitude podczas lądowania aliantów w Normandii w 1944 r., odeszła już w niepamięć. Tymczasem odgrywa coraz większą rolę taktyczną, a według „Forbesa” co trzeci ofiarowany Ukrainie HIMARS uznany przez Rosjan za zniszczony był właśnie w formie nadmuchiwanej, choć dokładnym danych nie ma.