Życie po Nokii
Życie po Nokii. Jak Finlandia radzi sobie po upadku swojej najważniejszej firmy
Agnieszka Lichnerowicz: – Finlandia potrzebuje Nokii bardziej niż Nokia Finlandii?
Wojciech Woźniak: – Takie było przekonanie w mediach i wśród polityków w pierwszej dekadzie XXI w. Finlandia zyskała wówczas sławę jako kraj, który połączył nordyckie państwo dobrobytu z innowacyjnością rodem z Doliny Krzemowej, a Nokia była symbolem tego sukcesu. Odpowiadała za 25 proc. wpływów budżetowych z podatku CIT. I nie wahała się używać swoich wpływów.
Wpływów na polityków? W Finlandii?!
Najściślejsze związki miała z Partią Centrum. Ale nawet ówczesna liderka najbardziej lewicowego ugrupowania Unii Lewicy, Suvi-Anne Siimes, pełniąc funkcję wiceszefowej ministerstwa finansów, deregulowała sektor telekomunikacyjny zgodnie z interesem tej korporacji. Nokia odegrała kluczową rolę w podjęciu decyzji o wejściu do Unii Europejskiej czy o przyjęciu euro. Przepisy poszerzające prawo korporacji do inwigilacji pracowników dziennikarze nazwali lex Nokia. Groźba, że jeżeli rząd Finlandii nie zrobi tego, czego chce Nokia, to ta wyniesie się do innego kraju, nie padała co prawda w oficjalnych wypowiedziach przedstawicieli firmy, ale wisiała w powietrzu.
A dziś? Finlandia się uniezależniła?
Siły rynkowe spowodowały, że znaczenie Nokii spadło. Po 2007 r. korporacja, która miała wcześniej 40-proc. udział w światowym rynku telekomunikacyjnym, doświadczyła spektakularnego kryzysu – wliczając podwykonawców, pracę straciło wówczas kilkadziesiąt tysięcy osób. Ostatecznie firma została częściowo przejęta przez Microsoft. Jedną z konsekwencji kłopotów Nokii był jednak wzrost kultury start-upów w Finlandii. Ludzie, którzy pracowali w Nokii, albo kształcili się, by się w niej zatrudnić – zaczęli zakładać własne firmy.