Saudyjski golf
Saudyjski golf. Inwestują w zielone pola, żeby poprawić swój wizerunek
Federacja LIV do świata zawodowego golfa weszła razem z futryną. Zasilana przez niewyczerpane środki Saudyjskiego Funduszu Inwestycji Publicznych ledwie przed dwoma laty rzuciła wyzwanie federacji PGA, organizującej najbardziej prestiżowe turnieje golfowe. LIV kusiła uznane nazwiska wizją astronomicznych zarobków – rekordzista na liście płac, Amerykanin Dustin Johnson, za udział w 14 turniejach wycisnął 44 mln dol. Ale że nie wszyscy jednak dali się kupić, w świecie golfa zapanowała dwuwładza.
Reklamę LIV za oceanem robił Donald Trump, goszcząc saudyjskie imprezy na swoich polach golfowych – odbywały się one pod hasłem „Golf, ale głośniej”. Oglądalność turniejów była jednak słaba, nie udało się przyciągnąć najlepszych zawodników. I nagle, w ubiegłym tygodniu, ogłoszono fuzję LIV i PGA – oficjalnie po to, by zakończyć podziały w golfowej rodzinie. Od tej pory saudyjski fundusz stał się największym inwestorem w zawodowym golfie, co jest właściwie równoznaczne z rolą głównego decydenta.
Saudyjska ekspansja na zielone pola jest częścią strategii sportwashingu, czyli poprawy – dzięki gigantycznym inwestycjom w zawodowy sport – reputacji reżimu, zszarganej sponsorowaniem islamskiego terroryzmu, podsycaniem krwawej wojny w Jemenie, skrytobójstwami przeciwników politycznych, prześladowaniem mniejszości seksualnych. Jako sportowa pralnia Arabia Saudyjska staje się przystankiem gasnących futbolowych gwiazd (do Cristiano Ronaldo właśnie dołączył Karim Benzema), organizowane są tam wielkie gale bokserskie i grand prix Formuły 1. Kwestią czasu jest oficjalne zgłoszenie się przez Saudyjczyków do organizacji piłkarskiego mundialu w 2030 r.
Na siłę tamtejszych petrodolarów nie ma mocnych, ale golfowa fuzja wywołała za oceanem oburzenie.