W czerwcu południowi Koreańczycy odejmują sobie rok, a niektórzy nawet dwa, wchodzą bowiem w życie nowe zasady ujednolicające sposób liczenia wieku. Dotychczas były trzy. Najpopularniejsza, codzienna, obowiązująca od niepamiętnych czasów, noworodkowi w chwili urodzenia dodawała rok życia, a każdy następny liczony był od 1 stycznia. W efekcie, jeśli np. ktoś urodził się 1 stycznia, to o północy był już dwulatkiem. Nazywało się to koreańskim wiekiem. Od 1962 r. stosowano też zasady międzynarodowe, jak wszędzie, obowiązywały w dokumentach, ale praktycznie nie były stosowane. Jeśli chodzi o pełnoletność, pobór do wojska czy wiek emerytalny, obowiązywała jeszcze inna zasada: nie było dodawania dodatkowego roku przy urodzeniu, ale kolejne liczone były wszystkim od 1 stycznia. Jednym słowem: bałagan. Dał o sobie znać również ostatnio, w czasach covidu, kiedy wiek był istotny w kwestii szczepień i dostępu do terapii.
Ten chaos już dwukrotnie starano się opanować, ale górę brali tradycjonaliści, którzy uznawali taki sposób liczenia lat za element tożsamości narodowej. Ale też w sondażach rosła grupa tych, dla których ten dodatkowy rok, dodawany za pobyt w brzuchu mamy, był staroświecki i ośmieszający, nielicujący z modernizacyjnymi ambicjami dzisiejszej Korei. W dużym stopniu okazało się to kwestią pokoleniową. Wielkie porządki wpisał do swojego programu wyborczego dzisiejszy prezydent Yoon Suk-yeol – i obietnice zamienił w czyn. Dzień zero wyznaczono na 28 czerwca, choć zdaniem znawców spraw koreańskich stary system jest tak zakorzeniony, że nieprędko ustąpi.
Tak czy inaczej, z dodatkowym rokiem przy urodzeniu czy bez, nie zmieni to dramatycznej sytuacji demograficznej Korei Płd. W liczącym 52 mln mieszkańców kraju urodziło się w 2022 r. 249 tys. dzieci, przyrost naturalny jest mocno ujemny, ze wszystkimi tego konsekwencjami.