Wojenkorzy
„Wojenkorzy”. Im wolno więcej. Opowieść o rosyjskich propagandystach frontowych
W audycjach pożegnalnych nadawanych przez państwowe media o Władlenie Tatarskim mówiono z wielką atencją. To prawda, że przed laty napadł na bank. Ale przecież nigdy tego nie ukrywał. Poza tym to był porządny chłop. Wielki patriota. Wojenkor z krwi i kości.
„Wojenkor” to zbitka słowna, która pochodzi od korespondenta wojennego, czyli teoretycznie dziennikarza, który – w odróżnieniu od analityków wojskowości czy publicystów – bywa na linii frontu. Jednak współcześni rosyjscy wojenkorzy to inna kategoria. Często bywają na froncie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Zamieszczają zdjęcia i filmy z pierwszej linii. Analizują ruchy wojsk. Przeprowadzają wywiady z żołnierzami i oficerami. Jednak reporterami na pewno nie są.
To blogerzy, aktywiści i propagandyści wojny. Ubrani w mundury nie różnią się wyglądem, a często i zachowaniem, od rosyjskich żołnierzy. Na przykład ich „wywiady” z ukraińskimi jeńcami przypominają przesłuchania. Publikują w mediach społecznościowych, szczególnie w Telegramie. Ich przekaz dociera do setek tysięcy odbiorców.
Z więzienia na front
Życiorys Tatarskiego, rocznik 1981, jest tu dość charakterystyczny. Urodził się jako Maksim Fomin w Makiejewce, górniczym mieście sąsiadującym z Donieckiem. Zaczął pracę w kopalni, ale górniczy trud porzucił dla biznesu – zajął się sprzedażą mebli. Interes kręcił się słabo, a Władlen potrzebował gotówki. By ją zdobyć, w 2011 r. z dwoma kompanami ograbił makijewski bank. Działali trochę jak gang Olsena. Zrabowali równowartość kilku tysięcy euro, ale przeoczyli sejf, w którym była naprawdę duża gotówka. Na dodatek dopiero w domu zauważyli, że w banknotach ukryty jest lokalizator GPS. Policja zgarnęła rabusiów jeszcze tego samego dnia. Wyrok: osiem lat więzienia w Zakładzie Karnym nr 57 w Gorłowce, na północ od Doniecka.