W 78. rocznicę zwycięstwa w II wojnie światowej na pl. Czerwonym w Moskwie przedefilowało 10 tys. żołnierzy i 125 pojazdów wojskowych. W uroczystości wzięli udział liderzy zaprzyjaźnionych państw – jak określił ich w swoim wystąpieniu Władimir Putin. Było ich siedmiu, wśród nich wyłącznie przywódcy byłych republik radzieckich. I tylko prezydent Kirgistanu Sadyr Dżaparow oficjalnie potwierdził przybycie. Pozostali przyjechali z „roboczymi wizytami” i w ostatniej chwili: prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka, Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew, Tadżykistanu Emomali Rahmon, Turkmenistanu Serdar Berdimuhamedow, przywódca Uzbekistanu Szawkat Mirzijojew oraz premier Armenii Nikol Paszynian. „Prawie obecny” był też prezydent Azerbejdżanu; wymówił się setną rocznicą urodzin ojca i byłego prezydenta Hejdara Alijewa, które mają odbyć się jutro.
Putin wymówił słowo „Ukraina”
W obchody 9 maja wpisane są dwie rzeczy: parada wojskowa i wystąpienie prezydenta Rosji. W tym roku są wyjątkowo skromne i bardzo skondensowane, w duchu „bystro, bystro!”. Odwołanie święta nie wchodziło w grę, więc trzeba było stworzyć pozory normalności i w godzinę zorganizować najważniejsze punkty programu.
Zwięzłe wystąpienie Putina sprowadzało się do kilku punktów. Po pierwsze, do podkreślenia win Zachodu. To globalne elity prowokują krwawe wojny i przewroty – przekonywał rosyjski prezydent. Zachód sieje nienawiść, rusofobię, niszczy wartości i chce dyktować własne. W dodatku to skrajni niewdzięcznicy. Putin wspomniał o pomnikach niszczonych w krajach, które podczas II wojny wyzwalała Armia Czerwona. „To podłość” – mówił. I przekonywał, że w zamian rodzi się w tych państwach „kult nazistowski”: „bezczeszczenie pokolenia zwycięzców jest przestępstwem”. II wojnę światową połączył też z trwającą „specoperacją” w Ukrainie. Jak mówił, „złe neonazistowskie duchy chcą dziś zniszczenia Federacji Rosyjskiej, (...) a naród ukraiński jest zakładnikiem zamachu stanu i przestępczego reżimu”. Inaczej niż rok temu Putin zdołał wymówić słowo „Ukraina”.
Po drugie, Rosja prowadzi wyłącznie święte wojny. „Bitwy, które decydują o losach naszego kraju, zawsze były święte. Jesteśmy dumni z uczestników specjalnej operacji wojskowej, wszystkich, którzy walczą na pierwszej linii frontu. Przyszłość naszej państwowości i naszego narodu zależy od was” – powiedział. To ważne – Putin oficjalnie ogłosił, że zagrożona jest egzystencja państwa. Takie słowa padają w symbolicznych chwilach, żeby uzasadniać trudne decyzje. Można się domyślać, że w grę wchodzą kolejne fale mobilizacji, jeszcze więcej represji, a nawet stan wojenny.
Żadna święta wojna nie może się wszak skończyć porażką. Dlatego w wystąpieniu Putina musiała wybrzmieć obietnica: „Wprawdzie rozpętała się prawdziwa wojna przeciw naszej ojczyźnie, (...) ale pokonamy terroryzm i ochronimy mieszkańców Donbasu”. Trudno dać temu wiarę, w Rosji da się wyczuć raczej strach: przed spodziewaną kontrofensywą Ukrainy i zagrożeniem w samym kraju. Wojna zdążyła przeniknąć przecież do serca Rosji. Ukraińcy niszczą przygraniczne cele logistyczne, ale atakują też w głębi (baza Engels ok. 150 km od Moskwy), a kilka dni przed paradą w Kreml uderzyły dwa drony.
Czytaj też: Plan Rosji w ONZ skończył się samobójem
Putin schowany, defilady odwołane
Oficjalnie nikt nie wątpił, że Putin pojawi się na trybunach. Ze względów bezpieczeństwa władze zamknęły jednak plac już na dwa tygodnie przed uroczystościami 9 maja. Ograniczono też liczbę gości, którzy tylko z zaproszeniem mogli pojawić się na trybunach. Anna Łabuszewska, autorka bloga „17 mgnień wiosny”, opublikowała na Twitterze zdjęcie: rosyjski prezydent siedzi obok weteranów, a na szybie odbijają się defilujący żołnierze. „Trybuna honorowa na placu Czerwonym – za szybą kuloodporną?” – zastanawia się Łabuszewska.
W wielu miastach uroczystości bardzo ograniczono, a w ponad 20 w ogóle je odwołano. Oficjalnie „ze względów bezpieczeństwa” albo „w trosce o uczestników specoperacji”. W Kursku i Biełgorodzie – „żeby nie prowokować wroga dużą liczbą nagromadzonego sprzętu i personelu wojskowego”. W Briańsku i Krasnodarze – bez podania przyczyn. Parady nie odbyły się siłą rzeczy również w Sewastopolu na Krymie.
Zrezygnowano także z marszu tzw. Nieśmiertelnego Pułku, którego uczestnicy prezentują zdjęcia poległych członków rodzin. W 2021 r. Putin maszerował na jego czele obok byłego dowódcy batalionu „Sparta”, niosącego zdjęcia syna, który zginął w Donbasie. W tym roku weteranów i ich rodziny zachęcano do zorganizowania „wirtualnej procesji”.
Również rosyjskie media znacznie skromniej niż zwykle relacjonują te obchody. Za to chętnie donoszą o incydentach uniemożliwiających uczczenie zwycięstwa Armii Czerwonej. Ambasador Rosji w USA Anatolij Antonow uskarżał się, że USA grożą odebraniem paszportów weteranom chcącym lecieć do Moskwy 9 maja – informowała Gazeta.ru. Siergiej Markow, były kremlowski politechnolog, skoncentrował się z kolei na Niemczech. „Berlin zakazał wywieszania flag 9 maja. Radzieckiej, rosyjskiej i ukraińskiej. Później dopuścił flagi ukraińskie. Rosjanie stali się nowymi Żydami Europy” – pisał na kanale „Logika Markowa”.
Najważniejszą informacją z zagranicy okazała się jednak depesza z Warszawy. „Tłum uniemożliwił ambasadorowi Rosji Siergiejowi Andriejewowi złożenie wieńców” w mauzoleum żołnierzy radzieckich – doniosła agencja informacyjna TASS. „Dyplomaci zostali wepchnięci z powrotem do aut, którymi przyjechali” – dodał naoczny świadek, Rosjanin. Nie podobała się też wymierzona w dyplomatów akcja Ukraińców w Warszawie: całą aleję wypełniły ukraińskie flagi i krzyże, aktywiści skandowali „raszyści!” (faszyści rosyjscy) i wzywali do zakończenia wojny.
Czytaj też: Rzeźnik z Kremla zapłacił wielką cenę i nie zyskał prawie nic
Rosja wskazuje palcem na Tokio
Aparat państwowy robi wszystko, by nie powstało wrażenie, że Rosja 9 maja jest wyalienowana. Wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow podkreślił, że ambasadorowie Wielkiej Brytanii i USA nie zostali zaproszeni do Moskwy. Co oznacza, że Kremlowi nie zależało na ich obecności. Wprawdzie nie było dziś w rosyjskiej stolicy także przedstawiciela ChRL i nie wiadomo, czy i w tym przypadku nie wystosowano zaproszenia, czy też Pekin je odrzucił.
Sojusznicze Chiny zostały jednak przywołane przez Putina, który mówił o ich drugowojennych zmaganiach z japońskim militaryzmem. Wskazanie palcem na Japonię nie zaskakuje, ale może zapowiadać kłopoty. Spodziewane jest pogorszenie stosunków, które – jak dziś informowała ambasada Rosji w Japonii – mogą osiągnąć punkt krytyczny. W komunikacie czytamy, że Tokio nałożyło sankcje, anulowało szereg kontraktów i zamroziło rezerwy walutowe banku centralnego pod rzekomo mało przekonującym pretekstem.
Mija drugi z rzędu „9 maja” i Rosja nie jest w stanie wygrać swojej wojny. Kreml musi być w dodatku gotowy na kontrofensywę Ukrainy. Odciął się od Zachodu i uzależnił od Chin. Czy stać go na eskalację w tak odległym, dalekowschodnim rejonie, czy tylko próbuje wywrzeć presję na sojusznika USA na Pacyfiku?
Czytaj też: Putin i jego sobowtóry. Kto tak naprawdę udał się na front?