Świat

Patriot strącił kindżała. Dlaczego to sukces nie tylko Ukrainy?

Rosyjski MiG-31K z pociskiem Kindżał podczas parady wojskowej 9 maja 2018 r. Rosyjski MiG-31K z pociskiem Kindżał podczas parady wojskowej 9 maja 2018 r. Alexei Nikolsky/Russian Presidential Press and Information Office/TASS / Forum
Zachodnia technologia antyrakietowa poprzedniej generacji wykazała przewagę nad najnowszą rosyjską technologią rakietową. To dobry punkt wyjścia dla dalszych analiz, programów zbrojeń, a przede wszystkim – dostaw dla Ukrainy.

„Zestrzeliliśmy »niemający sobie równych« pocisk Kindżał!” – pochwalił się w sobotę wieczorem dowódca ukraińskich sił powietrznych, odpowiedzialny również za naziemną obronę antyrakietową gen. Mykoła Ołeszczuk. Taki sukces musiał być jednak zweryfikowany. Dlatego po nieoficjalnych publikacjach z ubiegłego piątku siły powietrzne Ukrainy dementowały doniesienia o zestrzeleniu kindżała, który miał zostać użyty w nocnej fali ataków powietrznych na Kijów, jak się zdaje, pierwszym odwetem Rosji za próbę „zamachu na Putina”, jak Moskwa określiła tajemnicze wybuchy dronów nad Kremlem przypisane Ukrainie. Zdjęcia, jakie obiegły internet, nie dawały stuprocentowej pewności, że rzeczywiście chodzi o kindżała, który w praktyce jest iskanderem podwieszonym pod samolot MiG-31 i z niego odpalanym, ani tym bardziej że szczątki pocisku są rezultatem pracy zestawu przeciwrakietowego Patriot. Niepewność trwała dwie doby. Po gen. Ołeszczuku wiadomość o zestrzeleniu kindżała podał też ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow, dziękując jednocześnie zachodnim partnerom za sprzęt dający szansę pokonania tej rosyjskiej superbroni. Według „New York Timesa” udane zastosowanie patriota przeciwko kindżałowi potwierdzili też amerykańscy wojskowi. Odpowiedzialność wszyscy biorą więc na siebie, jeśli to wojenna propaganda, a nie fakt.

Tak runął kolejny rosyjski mit

Jeśli jednak przyjąć, że patriot rzeczywiście pokonał kindżała, to wynik tego pojedynku ma duże znaczenie dla przebiegu wojny Rosji z Ukrainą, a także poza nią. Choć nie istnieje żadna „cudowna broń”, wydaje się, że Ukraina wraz z patriotami dostała jedną z najlepszych, zdolną do odparcia ataku broni teoretycznie najnowocześniejszej, jaką dysponuje Rosja. Co przesądziło o powodzeniu przechwycenia w tym konkretnym przypadku, to analizują wojskowi – zapewne po obu stronach. Czynniki taktyczne mogły mieć takie samo znaczenie jak technika, ale pytanie, czy bez tej konkretnej techniki taka obrona mogłaby się w ogóle udać. W każdym razie na Kijów, konkretnie na puste boisko piłkarskie, runął kolejny budowany przez rosyjską propagandę mit: o niedostępności pocisków hipersonicznych dla zachodnich systemów obrony antyrakietowej. Dodajmy od razu, że systemy Patriot przekazane Ukrainie nie stanowią ich najnowszej generacji. A zatem zachodnia technika sprzed lat w rękach ukraińskich przeciwlotników wykazała wyższość nad rosyjskim uzbrojeniem najnowszej generacji.

Istnienie kindżała zostało ogłoszone światu w słynnym przemówieniu Władimira Putina z 1 marca 2018 r., w którym na forum parlamentu omawiał sześć najnowszych typów uzbrojenia, które miały zapewnić Federacji Rosyjskiej supremację zbrojeniową i być nie do zatrzymania przez zachodnie systemy obrony. Wśród tej broni Putin wymieniał nową strategiczną rakietę międzykontynentalną Sarmata, której głowice mają przenikać przez systemy obrony antyrakietowej, działa laserowe, hiperdźwiękowe pociski lotnicze, balistyczne i morskie. Mówił również o pociskach i bezzałogowcach z napędem jądrowym, które mają nieograniczony zasięg. Już wiemy, że późniejsze testy pocisku Buriewiestnik z jądrowym napędem zakończyły się awarią i skażeniem promieniotwórczym. Testy pocisku Sarmata też przebiegały ze zmiennym szczęściem, ostatni miał być planowany na czas wizyty prezydenta USA Joego Bidena w Kijowie, ale się nie powiódł. Natomiast Kindżał wydawał się systemem niemal gotowym. Już w czasie prezentacji Putina rosyjski MON pokazał filmik z odpalenia pocisku, a w tym samym miesiącu pierwsza eskadra samolotów uzbrojonych w te rakiety miała zacząć służbę.

Czytaj także: Powstrzymać Chiny. USA jeszcze nigdy nie sprzedały nikomu takiego uzbrojenia

Broń hipersoniczna? Nie, wersja „dla ubogich”

Jak to zwykle bywa, media najpierw zachłysnęły się zbrojeniowymi groźbami Putina, a potem już przy mniejszym rozgłosie analitycy zaczęli sprawdzać, z czym konkretnie mamy do czynienia i jak to coś zmienia poziom zagrożenia. Stosunkowo szybko na Zachodzie zapanował ekspercki konsens, że to, co Putin nazywał hipersoniczną superbronią, jest co najwyżej jej wersją „dla ubogich” i w praktyce sprowadza się do podwieszenia pod ciężki samolot myśliwski zmodyfikowanej rakiety ziemia–ziemia. W tym rozwiązaniu – w porównaniu do tradycyjnego odpalenia z ziemi – osiągane są jednak wyższe parametry prędkości lotu, dlatego że całą swoją energię pocisk wykorzystuje na znacznej wysokości i nie musi pokonywać grawitacji, bierze to na siebie samolot nosiciel. Z dostępnych w późniejszych latach zdjęć nie wynikało, by iskander w wersji powietrze–ziemia został znacząco przebudowany aerodynamicznie i by zastosowano w nim jakieś specjalne materiały (analiza szczątków kindżała spod Kijowa będzie w tym zakresie niezwykle pomocna). Cały zestaw samolot plus rakieta ma umożliwiać ataki na cele odległe o 2 tys. km, co również nie jest specjalnym osiągnięciem jak na systemy hipersoniczne. Mimo to wraz z pojawieniem się Kindżała w rosyjskim arsenale na Zachodzie wzrosły obawy, że istniejące systemy obrony antyrakietowej takie jak Patriot, mogą nie być wystarczające do zwalczania nowych zagrożeń.

Wątpliwości tego rodzaju zaistniały już wcześniej, po wprowadzeniu na szeroką skalę pocisków balistycznych Iskander o spłaszczonej trajektorii lotu i zdolnościach manewrowania tuż przed uderzeniem w cel. Zdawało się, a potwierdzały to elektroniczne symulacje (realnym egzemplarzem czy jego szczątkami wówczas nie dysponowano), że możliwości takie znacznie utrudniają przechwycenie rosyjskiego pocisku. Sprawa hipersonicznej prędkości ma w kontekście pocisku balistycznego mniejsze znaczenie, bo w fazie endgame – zniżania się do celu – każda głowica balistyczna wielokrotnie przekracza prędkość dźwięku. Ale wyniesienie iskandera w powietrze, które dało mu więcej energii na szybszy dolot do celu i ewentualne manewry, niepokoiło zachodnich przeciwlotników bardziej, mimo iż zdawali sobie sprawę, że może to być broń egzotyczna i kosztowna – dlatego nieliczna i pozbawiona większego znaczenia. W efekcie m.in. tych obaw w drugiej połowie poprzedniej dekady przyspieszeniu uległy długo odkładane prace nad modernizacją patriotów – wyposażeniem ich w nowy główny komputer, nowy sieciocentryczny system zarządzania walką, nowy dookólny radar o znacznie lepszych parametrach wykrywania i śledzenia, a przede wszystkim nowe pociski przechwytujące, które miały gwarantować trafienie szybszych i bardziej manewrowych iskanderów. Te wysiłki dopiero teraz przynoszą efekt, a pierwsze dowody tej modernizacji widać w Polsce, która staje się użytkownikiem najnowszej wersji patriota, choć na razie jeszcze bez dookólnego radaru. Największe znaczenie w pojedynku patriota z kindżałem ma jednak to, że zwycięsko wyszedł z niego zachodni system w wersji sprzed ostatniej modernizacji, nazywany przez Rosję przestarzałym – co niestety zdarzało się powtarzać niektórym polskim politykom, gdy czuli potrzebę zdeprecjonowania wartości bojowej niemieckich baterii, które ostatecznie trafiły i do Polski, i na Ukrainę.

Czytaj także: Poligon Ukraina. Wojna to niezrównany test dla broni

Wnioski z kijowskiego sukcesu patriota

Nie ma dziś jasności, czyj konkretnie zestaw strącił kindżała, ale z całą pewnością nie był to patriot wyposażony w najnowsze pociski PAC-3 MSE, gdyż takie nie zostały Ukrainie przekazane. Mowa więc co najwyżej o rakietach PAC-3 CRI, wprowadzonych do użytku na początku XXI w., albo nawet jeszcze starszych PAC-2 GEM-T, najczęściej pokazywanych na zdjęciach systemu Patriot, bo najszerzej wykorzystywanych i odpalanych w dużej liczbie na ćwiczeniach. Między tymi pociskami jest jednak generacyjny przeskok – o ile rakieta GEM-T to klasyczny pocisk przeciwlotniczy posiadający głowicę wybuchową, o tyle PAC-3 jest już pociskiem klasy hit-to-kill, czyli takim, który niszczy cel samą energią uderzenia, przez bezpośrednie trafienie z dużą prędkością. Taki system może się wydawać grą w ruletkę, bo przecież wymaga niebywałej precyzji naprowadzania i trafienia, ale z drugiej strony dostarcza do celu o wiele więcej energii, podnosząc gwarancję zniszczenia nadlatującej głowicy. Sprawa ta ma szczególne znaczenie przy zwalczaniu broni masowego rażenia, chemicznej lub jądrowej. A rosyjskie systemy takie jak Iskander mają przecież podwójne zastosowanie i mogą być nosicielami głowic nuklearnych. Zarówno pociski PAC-2, jak i PAC-3 wczesnych wersji są w pakietach dostarczonych Ukrainie wraz z tradycyjnymi radarami sektorowymi, tzn. stacjonarnymi urządzeniami, których anteny skierowane są na stałe w jakiś obszar nieba. To też istotne, że dla wykrycia i zniszczenia kindżała nie był potrzebny supernowoczesny radar aktywny z nowymi, wydajniejszymi typami półprzewodników. Ba, może się nawet okazać, że rosyjski cud techniki zniszczył zestaw niemal identyczny jak stosowany przeciwko irackim scudom ponad 30 lat temu.

Ukompletowanie i rozmieszczenie zwycięskiej baterii, liczba i rodzaj wystrzelonych pocisków przechwytujących, taktyka obrońców i strony atakującej będą zapewne drobiazgowo analizowane. Na tej podstawie zostaną wyciągane wnioski praktyczne, dotyczące dalszej roli systemów Patriot w wojnie obronnej Ukrainy, ale będą też zbierane bezcenne dane zasilające całe środowisko zachodniej obrony antyrakietowej. Pojedynek patriota z kindżałem był bowiem testem na żywym organizmie, pierwszym tego rodzaju. Amerykanie do tej pory prowadzili tylko symulacje, nie odbył się żaden fizyczny test patriota przeciwko pociskowi hipersonicznemu. Warto sobie uzmysłowić, że dane z każdego odpalenia – o ile tylko udostępni je konkretny użytkownik systemu – mogą być zbierane na potrzeby jego udoskonalania z korzyścią dla wszystkich kilkunastu na świecie posiadaczy patriotów. Raz w roku spotykają się oni na konferencji, by z amerykańskimi producentami kluczowych komponentów i biurem zarządzającym systemem omawiać status modernizacji, postępy dostaw, a także zauważone błędy czy przyszłe potrzeby. W przeszłości wnioski były i pesymistyczne. Debiut bojowy patriotów w pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej był daleki od ideału. Na koncie systemu były tragiczne pomyłki, w wyniku których zestrzeliwał własne samoloty, i awarie w momentach kryzysowych, które kosztowały życie amerykańskich żołnierzy. Nawet w ostatnich latach patrioty w saudyjskich rękach zawodziły lub nie były odpowiednio wykorzystane dla obrony przeciwko atakom prymitywnych dronów i przerabianych „w garażu” rakiet. Każdy system uzbrojenia ma swoje „problemy wieku dziecięcego” i dojrzały 40-latek, jakim jest współczesny Patriot, powinien je mieć za sobą, a w wiek średni wkracza wyraźnie odmłodzony.

Na dziś jednak podstawowy wniosek jest taki, że Patriot działa również w istniejącej obecnie, a nawet starszej wersji. Jest to konkluzja na czasie, bo w debacie o inwestycjach obronnych nie brakuje głosów, że obrona antyrakietowa jest tak kosztowna, a przy tym tak niepewna, że w zasadzie nie jest warta wielomiliardowych nakładów, które lepiej przeznaczyć na systemy ofensywne. To prawda, że patriotami nie da się obstawić całego terytorium, a całkowicie szczelna powietrzna tarcza to fantazja, a nie realia. Ale z drugiej strony potencjalny przeciwnik też nie będzie atakował pociskami balistycznymi czy hipersonicznymi całego kraju, środki te zarezerwowane są dla szczególnie ważnych celów. Skuteczna obrona Kijowa przed kindżałem pokazała, że właśnie takie miejsca są celem tego rodzaju ataków i to one powinny być szczególnie chronione. Polskie patrioty – jeszcze niegotowe do użycia bojowego – w styczniu zostały postawione na lotnisku w środku Warszawy i pokaz ten miał dokładnie taką symbolikę: gotowość użycia najlepszej tarczy dla ochrony najcenniejszych zasobów. Warto jednak pamiętać, że Polska wciąż nie dokończyła nawet zamówienia na taką liczbę patriotów, jaka była określana mianem minimalnej w latach poprzedzających rosyjską agresję i zbrojeniowe wzmożenie. Kupiliśmy ledwie jedną czwartą systemu i choć jest on uzupełniany niższymi warstwami obrony powietrznej, domaga się dokończenia. Po kijowskim sukcesie chętnych na patrioty może być jeszcze więcej, nie warto więc zwlekać.

Czytaj także: Gdyby doszło do wojny... Do jakiego konfliktu szykują się polscy generałowie?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną