Świat

Zamach na Putina albo wielka mistyfikacja. Kulisy dziwnego ataku dronów na Kreml

Pierwszy dron eksplodował nad kopułą Pałacu Senackiego o godz. 2:27 z wtorku na środę, wywołując niewielki pożar. Pierwszy dron eksplodował nad kopułą Pałacu Senackiego o godz. 2:27 z wtorku na środę, wywołując niewielki pożar. Nov / Zuma Press / Forum
Kreml twierdzi, że nocą z 2 na 3 maja miał miejsce „atak terrorystyczny na Putina”, choć logika i fakty temu przeczą. Kto śmiałby uderzyć w samo serce Rosji? Teorie się mnożą.

Jak donoszą służby prasowe Władimira Putina, w nocy z 2 na 3 maja w Kreml uderzyły dwa drony (UAV). Prezydentowi nic się nie stało – czytamy w komunikacie RIA Nowosti. Nie było również strat materialnych. W ocenie władz był to „zaplanowany atak terrorystyczny i zamach na prezydenta FR tuż przed paradą z okazji Dnia Zwycięstwa”. Rosja zastrzega sobie prawo do podjęcia środków odwetowych „w miejscu i czasie, które uzna za stosowane” – oświadczył rzecznik Putina.

Czytaj też: Rzeźnik z Kremla zapłacił wielką cenę i nie zyskał prawie nic

Cios w samo serce Rosji

Faktów jest w tej sprawie mniej niż spekulacji. Niewątpliwie pierwszy dron eksplodował nad kopułą Pałacu Senackiego o godz. 2:27, wywołując niewielki pożar; kolejny uderzył kwadrans później (2:43) i nie spowodował żadnych szkód. Kamery zarejestrowały, że UAV nadleciały z różnych kierunków. Jak donosi rosyjski portal Meduza, pierwszy podążał od strony Zamoskoworieczia (od południa), drugi od Kitaj-Goroda (wschodu).

Władze zareagowały kilkanaście godzin później – rozbudowany komunikat ukazał się w środę po godz. 14:30. To pierwsza anomalia w zachowaniu Rosjan. Zwykle władze milczą albo wypierają porażkę. „Uderzenie w samo serce Rosji” siłą rzeczy należałoby uznać za cios w jej potęgę: oto Kreml najwyraźniej nie jest pilnie strzeżoną fortecą, systemy wokół kompleksu okazały się nieskuteczne, a służby nie radzą sobie z zagrożeniem. Jeśli atak był dziełem Ukrainy, trzeba by go uznać za prestiżowy nokaut. Dlatego rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow nie powinien sprawy komentować, tylko – tak jak ma to w zwyczaju – zaprzeczać i umniejszać skalę ciosu.

W przeszłości już się tak zdarzało. W lutym 2018 r. doszło do masakry ok. 200 wagnerowców w syryjskim Dajr az-Zaur. Kreml najpierw milczał jak zaklęty, a gdy dowody okazały się niepodważalne, minister Siergiej Ławrow stwierdził, że państwo nie odpowiada za „prywatną inicjatywę obywateli Rosji”. Podobnie władze reagowały na wieść o zatopieniu krążownika „Moskwa” – Kreml uparcie przekonywał, że to skutek burzy. Żołnierze z kolei nie ewakuowali się wcale w popłochu z Chersonia, ale „wycofali na z góry upatrzone pozycje”.

Drony w centrum Moskwy

Zapisy z kamer CCTV są na ogół dobrej jakości i w kolorze. Do sieci trafiły zatem tym razem obrazy spreparowane przez służby – oglądamy to, co Kreml chce pokazać. A przede wszystkim chce nas przekonać, że zdarzył się „atak terrorystyczny na prezydenta Władimira Putina”. To bzdura, z którą rozprawił się na Twitterze były ambasador USA w Moskwie Michael McFaul. Jak pisze: „Po pierwsze, dron nie byłby w stanie wyrządzić większych szkód, nie mówiąc już o zabiciu kogokolwiek w budynku. Po drugie, Putin nie mieszka (ani nie śpi) na Kremlu. Proszę przestać powielać rosyjską propagandę”.

Gdyby za zamachem stały służby ukraińskie, należałoby pogratulować im zdolności uderzenia w serce imperium zła. Z drugiej strony nie trzeba być szefem GUR (wywiadu ukraińskiego), wystarczy śledzić komunikaty służb Kremla, żeby wiedzieć, że we wtorek Putin był w Petersburgu, a w środę miał pracować w Nowo-Ogariewie w Soczi. Prezydent Wołodymyr Zełenski podczas wizyty w Finlandii zaprzeczył, że Ukraina maczała w sprawie palce. „Nie zaatakowaliśmy Władimira Putina, zostawiamy to trybunałowi” – oświadczył. Jak dodał jego rzecznik prasowy Serhij Nykyforow, celem Kijowa jest wyzwolenie ziem okupowanych, a nie Moskwy. Sekretarz stanu USA Antony Blinken polecił ostrożnie czytać komunikaty Kremla. Z kolei rzeczniczka Białego Domu Karine Jean-Pierre zaznaczyła, że USA nie mają jeszcze informacji, które pozwoliłyby ustalić, kto stał za atakiem.

Co się zatem zdarzyło? Narzucany przez Rosjan scenariusz „zamachu na Putina” byłby nawet realny, gdyby nie kilka wątpliwości. Po pierwsze, Senackij Dworiec, w maszt którego dron uderzył, to część ścisłego kompleksu, jednego z najsilniej strzeżonych miejsc w stolicy. Na pl. Czerwonym działa tzw. zagłuszarka, system ograniczający zdolność dronów do latania. Zablokowany jest tutaj także sygnał GPS. W centrum Moskwy (i w pobliżu rezydencji Nowo-Ogariewo) po wybuchu wojny rozmieszczono rakietowo-artyleryjskie zestawy przeciwlotnicze Pancyr-1. Potencjalny operator drona musiałby dostać się w pobliże Kremla, ukryć i działać niezauważony. Na nagraniu widać tymczasem, że UAV był dość duży, jak szacuje Meduza, miał kilka metrów długości i szerokości. Taka maszyna nie mogłaby umknąć uwadze w centrum miasta. Trudno też sobie wyobrazić, żeby wszystkie systemy zawiodły jednocześnie.

Czytaj też: Putin i jego sobowtóry. Kto tak naprawdę udał się na front?

Pożądany efekt flagi

Drugi scenariusz to „operacja pod fałszywą flagą”: za atakiem stoją sami Rosjanie, a winą chcą obarczyć Ukrainę. To ważne przed 9 maja – stwierdził w rozmowie z BBC Serhij Nykyforow. Rok temu Rosjanie też chcieli świętować zwycięstwo w maju, a najchętniej wcześniej, po paru dniach od uderzenia na Kijów w lutym 2022. Wojna trwa, zwycięstwa strategicznego nie widać, koszty rosną. Rosja nie notuje sukcesów na froncie, lada dzień ruszy ukraińska kontrofensywa.

Kremlowi pozostaje liczyć na wzmożenie patriotyczne. Ale Rosjanie przywykli już do wojennych warunków, trudno na nich zrobić wrażenie. Być może „atak na Kreml” ma im uświadomić, że wróg nie tyle jest „u bram”, ile „wśród nas”. To technicznie łatwe do przeprowadzenia, a Putin ma bogate doświadczenie w stwarzaniu zagrożenia. W 1999 r. służby podkładały ładunki na osiedlach w Moskwie, twierdząc, że stoją za tym Czeczeni. Mistyfikacja w postaci „ataku terrorystycznego” w serce państwa mogłaby na nowo skonsolidować Rosjan wokół prezydenta. A jemu dać pretekst m.in. do wdrażania nowych restrykcji, dokręcania śruby osobom uciekającym od mobilizacji i ogłoszenia stanu wojennego w poszczególnych rejonach kraju.

Efekt mógłby się jednak okazać odwrotny do zamierzonego, a 9 maja Rosjanie mogą z niepokojem patrzeć w niebo, ogarnie ich bowiem poczucie słabości. Dlatego do zdecydowanej odpowiedzi już wzywają Z-patrioci. Igor Girkin, zażarty krytyk ministra obrony Siergieja Szojgu i sojusznik Jewgienija Prigożyna, podkreślał, że poprzednio Moskwa została zaatakowana w 1942 r., gdy trwała Wielka Wojna Ojczyźniana. „To hańba dla wielkiej Rosji, że takie państwo jak Ukraina, bez arsenału jądrowego, floty i przemysłu zbrojeniowego, pozwala sobie na demonstracyjny atak w serce »jądrowej superpotęgi«. Ukrainę trzeba zniszczyć!”. I zaapelował do władz: „Nadszedł czas, Walery Wasilewiczu [Gierasimow], nadszedł czas, Siergieju Kużugietowiczu [Szojgu], nadszedł czas, Władimirze Władimirowiczu [Putinie]!”. Wtórował mu Dmitrij Miedwiediew, kiedyś „twarz liberalnej Rosji”, dziś kremlowski jastrząb: „Próba zabójstwa prezydenta Putina nie pozostawia innego wyboru niż »wyeliminowanie« ukraińskiego prezydenta Zełenskiego i jego gabinetu”. Redaktor naczelna Russia Today Maragrita Simonyan pyta tymczasem: „Może teraz zacznie się naprawdę?”.

Czytaj też: Zełenski nie klęka. Zmienił stereotyp Ukraińca na świecie

Zwycięstwo pilnie potrzebne

Niewykluczone, że Rosjanie zdecydują się na siłową reakcję, potrzebują demonstracji siły. Pytanie tylko, na co ich stać. Prof. Konstantin Sonin z uniwersytetu w Chicago stwierdził na Twitterze, że Putinowi nie zostało już wiele opcji. Nie może masowo bombardować Ukrainy, bo armia robi to od 14 miesięcy na pełnych obrotach. Nie może uderzyć w „ośrodki decyzyjne”, bo od ponad roku nie jest w stanie zabić Zełenskiego.

Podobnie kalkuluje były doradca Kremla Siergiej Markow. „Uderzyć w centrum Kijowa? Przecież to nasze, rosyjskie miasto. W sztab generalny ukraińskiej armii? Decyzje zapadają przecież w Pentagonie. W Pentagon? To by wywołało trzecią wojnę światową. Sięgnąć po taktyczną broń jądrową? Nie miałoby to większego sensu militarnego i, co gorsza, doprowadziłoby do realnej izolacji Rosji w świecie”. I dodaje: „Głównym powodem ataku na Kreml jest to, że Zełenski, Waszyngton i NATO są pewni bezkarności, sądzą, że nie będzie twardej odpowiedzi Rosji. Moskwa pozwoliła Zachodowi przekroczyć już dziesiątki czerwonych linii i panuje przekonanie, że Rosja boi się odpowiedzieć. Albo chciałaby, ale nie może, bo jej zasoby militarne są za słabe”.

Szybko się nie dowiemy, kto stoi za atakiem na Kreml. Ale z czasem sprawa się wyjaśni. W najbliższych dniach pojawią się nowe informacje, spekulacje i scenariusze. Gdyby miał się spełnić wariant mistyfikacji, warto przyjąć postawę wyczekującą i bacznie się przyglądać najbliższym wydarzeniom. Każda duża operacja wymaga wszak przygotowania informacyjnego, narracji, wykreowania obrazu. Najlepiej (jakiegoś) zwycięskiego.

Czytaj też: Dlaczego Rosjanie popierają Putina i wciąż chwalą Stalina

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną