Wpatrując się w mury Babilonu, żołnierze czuli podziw i religijne uniesienie. Również potworne zmęczenie, kiedy po upalnym dniu wypełnionym walkami mogli spojrzeć nieco spokojniej na ciemniejącą twierdzę. To za tymi murami znajdowały się skarby początków ludzkiej cywilizacji. Babilon zwany był przecież jej kolebką, ośrodkiem mocarstwa mezopotamskiego nad Eufratem, potężną warownią zbudowaną przez Nimroda, który „pierwszy panował w Babelu, Uruk i Akkadzie” (Ks. Rodzaju 10, 9–10), oraz króla Nabuchodonozora.
Pewien żołnierz z dumą opowiadał o liście od stęsknionej matki. Chwaliła syna za to, że to właśnie jemu z całej rodziny udało się stanąć pod wysokimi na 20 m murami albo spojrzeć na stojącą w pobliżu złoto-niebieską bramę Isztar czy na świątynię boga Marduka, opiekuna miasta, no i zobaczyć słynny bazaltowy pomnik lwa pożerającego człowieka. Matka – jak relacjonował żołnierz – pytała go, czy nie mógłby poszukać owych słynnych na cały świat wiszących ogrodów. Przeczytała proroctwa Ezechiela i cieszyła się, że jej syn stąpa po tej samej ziemi, co święci mężowie.
Żołnierz miał na imię Jack, był porucznikiem amerykańskich służb medycznych, a historię listu od matki opowiadał niżej podpisanemu, który był wówczas oficerem polskiego kontyngentu wojskowego, wysłanego do Iraku w 2003 r. Porucznik Jack pełnił dość banalną misję – krążył po bazach koalicyjnych w Iraku i uzupełniał zapasy medyczne. W Camp Babilon, zwanym też Camp Alpha, nie znalazł niestety wiszących ogrodów, wieży Babel ani innych miejsc, które kazała mu odwiedzać mama.
Polacy, czyli Żydzi
Tam, gdzie archeolodzy domyślali się ich starożytnej lokalizacji, stała wojskowa stacja paliw lotniczych oraz magazyny amunicji. A wszystko to niszczało wśród betonowych zapór, chroniących przed odłamkami moździerzy, którymi rebelianci sporadycznie ostrzeliwali Alphę.