Nim został politykiem, Władimir Kara-Murza był dziennikarzem w Rosji. Pozycję w polityce budował u boku zabitego przed laty opozycjonisty Borysa Niemcowa. Podobnie jak Niemcow krytykował Władimira Putina. I podobnie jak on stał się celem zamachu, z tą różnicą, że Kara-Murza go przeżył. Z doniesień Bellingcat oraz The Insider wynika, że funkcjonariusze FSB próbowali otruć opozycyjnego polityka substancją z grupy nowiczoków, tych samych, których użyto przeciwko Aleksiejowi Nawalnemu. Do prób zabójstwa miało dojść dwa razy – w 2015 i 2017 r.
Czytaj też: Nie jeść, nie pić, niczego nie dotykać. Negocjacje pokojowe z Rosją
Proces za krytykę Kremla
Kara-Murza od samego początku aktywnie przeciwstawiał się inwazji na Ukrainę. Rządy Putina nazywał „reżimem morderców”, a jego samego „zbrodniarzem odpowiedzialnym za wojnę w samym środku Europy”. Zatrzymano go w kwietniu ub.r. w Moskwie na 15 dni za rzekome „niepodporządkowanie się funkcjonariuszowi policji”.
Jednak po tym czasie nie został uwolniony. Zamiast tego prokuratura wszczęła przeciwko niemu kilka spraw karnych – za rozpowszechnianie „fake newsów” na temat działań rosyjskiej armii w Ukrainie (wystąpienie w Izbie Reprezentantów Arizony w USA), działalność w organizacji uznanej przez rosyjskie władze za „niepożądaną" (chodzi o rzekomą współpracę z prodemokratyczną fundacją Otwarta Rosja), a także – to najpoważniejszy z zarzutów – zdradę stanu. Powód? Krytyczne wobec polityki Kremla wystąpienia Kara-Murzy w Lizbonie, Helsinkach i Waszyngtonie.