414. dzień wojny. Pora na DOL-e. Dlaczego lotnictwo stracimy w kilka pierwszych dni
Jeśli na czele Sił Powietrzno-Kosmicznych stawia się oficera wojsk lądowych gen. armii Siergieja Surowikina, to trudno oczekiwać, żeby „czuł” temat. Miał zaprowadzić porządek, wyeliminować korupcję, dopilnować szkolenia, podnieść jakość obsługi technicznej na wyższy poziom i nadzorować zamówienia sprzętu. Przypuszczalnie sama natura Surowikina sprawia, że nie przyjmuje rad podwładnych, którzy mogą znać się na rzeczy.
Tymczasem najbardziej u Rosjan „leży” przełamywanie obrony powietrznej. Z trzech przyczyn: brak efektywnego rozpoznania radioelektronicznego pozwalającego na lokalizowanie wrogich radarów, zwłaszcza tych, które kierują ogniem rakiet przeciwlotniczych; brak skutecznych pocisków do niszczenia radarów (to się poprawia – pojawił się dość skuteczny pocisk Ch-31PD, głęboko zmodernizowana wersja Ch-31P) i wreszcie brak broni precyzyjnej dalekiego zasięgu.
Nade wszystko wychodzi Rosjanom bokiem brak dobrego sieciocentrycznego systemu dowodzenia, który pozwala na szybki przepływ informacji (w tym danych z rozpoznania) między dowództwami i sztabami. Kiedy pożądana informacja trafia wreszcie do wykonawców, jest to już materiał o charakterze czysto historycznym.
Rosjanom brakuje jeszcze dwóch rzeczy
Gdyby nawet Rosjanom udało się zapanować nad przestrzenią powietrzną na tyle, by przynajmniej na dużej wysokości wykonywać skuteczne ataki i pozostawać poza zasięgiem wszędobylskich przenośnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych (odpalanych z ramienia), to znów – brakuje im dwóch rzeczy.