Klątwa outsidera
Poirytowanie Macronem właśnie sięgnęło zenitu. Aż trudno uwierzyć, że niedawno wygrał
To była 10. minuta ważnego wywiadu z prezydentem Francji. W popularnym programie telewizyjnym zatrzymywano obraz i sekunda po sekundzie analizowano, jak Emmanuel Macron uderzył ręką o blat stołu. Rzeczywiście rozległ się dziwny dźwięk. Później prezydent pośpiesznie schował obie ręce pod stół. Co mógł robić mężczyzna z rękami pod stołem?
W mediach społecznościowych zawrzało. Nie brakowało frywolnych złośliwości, które tutaj pominiemy. W końcu stwierdzono, że ukrywał drogi zegarek. Macron śmiał pouczać lud na temat wydłużania wieku emerytalnego i polityki wyrzeczeń, jednocześnie nosząc na przegubie dłoni zegarek za 80 tys. euro. I tak wystąpienie, które miało tonować nastroje przeciwników reformy, tylko ich bardziej rozjuszyło.
Tymczasem anegdotyczna sprawa z zegarkiem pokazuje, jak mało Francuzów interesuje, co w ogóle mówi ich 45-letni prezydent. Można odnieść wrażenie, że cokolwiek by zrobił, będzie źle oceniany.
Poirytowanie kierunkiem działań i stylem Macrona właśnie sięgnęło zenitu. Popularność władz w sondażach spadła do poziomu znanego z początku kryzysu żółtych kamizelek w 2018 r. Jeszcze gorzej jest z osobistymi notowaniami prezydenta – według sondażu Elabe popiera go zaledwie 24 proc. ankietowanych. Aż trudno uwierzyć, że dopiero co zatriumfował w wyborach prezydenckich.
Niechęć, wręcz nienawiść na ulicach, wydaje się tym bardziej gorzka, że w 2016 r. Macron – jeszcze jako prezydencki kandydat – w książce „Rewolucja” zastanawiał się nad przyczynami kryzysu V Republiki. Wówczas rozpisywał się o oderwaniu klasy politycznej od suwerena: „Francuzi słusznie uważają, że ich przedstawiciele nie są do nich podobni”. Stwierdzenia wymierzone w stare elity zyskały mu nawet miano centrowego populisty.