Watykan zamknął swą ambasadę w Nikaragui. Duchowny pełniący obowiązki szefa nuncjatury opuścił kraj. Rok temu wyjechał sam nuncjusz. Zamknięcie nuncjatury to reakcja Stolicy Apostolskiej na wniosek Nikaragui o „zawieszenie’’ stosunków dyplomatycznych, czyli bardziej miękką formę ich zerwania. Pretekstem była wypowiedź papieża Franciszka, który w wywiadzie udzielonym 10 marca mediom argentyńskim nazwał Nikaraguę pod rządami tandemu Ortegi i jego żony Rosario Murillo, wiceprezydent kraju, dyktaturą przypominającą totalitarne reżimy komunistów i nazistów. Sytuacja pogarsza się, odkąd Ortega (77 lat), kiedyś lewicowy partyzant i rewolucjonista, zaczął zwijać demokrację i atakować opozycję, która ma dziś wsparcie Kościoła. Nie zawsze tak było. Kościół wcześniej wspierał Ortegę, gdy przedstawiał się jako obrońca najsłabszych i całkowicie zakazał aborcji. Jego żona jest katoliczką.
Jednak pięć lat temu wybuchły protesty społeczne na tle socjalno-ekonomicznym, a rząd zareagował masową przemocą. Padli zabici. Prawdziwe represje dotknęły także ludzi Kościoła. Nuncjusz musiał wyjechać, bo domagał się uwolnienia więźniów politycznych. Są ich tysiące, w tym działacze katoliccy. Do kościołów wdzierają się zamaskowane bojówki w poszukiwaniu ukrywających się działaczy praw człowieka. Władze zakazały działalności niektórych organizacji, uczelni katolickich i dwu żeńskich zgromadzeń zakonnych. Szanowany biskup Rolando Alvarez dostał wyrok 26 lat więzienia za to, że odmówił opuszczenia kraju razem z grupą opozycjonistów wydalonych do USA i pozbawionych obywatelstwa Nikaragui.
Papież Franciszek, inaczej niż w przypadku wojny w Ukrainie, tym razem nie miał trudności z zajęciem jasnego stanowiska. Nazwał Ortegę przywódcą „niezrównoważonym”. Władze zakazały natomiast procesji publicznych podczas Świąt Wielkanocnych.