94-letni Jürgen Habermas, najsłynniejszy chyba żyjący filozof, jest niestrudzony. Od lat interesowało go, jak ludzie traktują się nawzajem i jak rozgrywają konflikty. Zajmował się teorią (i praktyką) komunikacji, dyskursu i debaty jako fundamentem demokracji. Jego książki składały się na bibliotekę krytycznego myślenia i „duchowej sytuacji” Republiki Federalnej – od odbudowy kraju z wojennych zniszczeń, po postnarodową i nieheroiczną wrażliwość powojennego społeczeństwa. Inicjował zasadnicze debaty, jak „spór historyków” z 1986 r. wokół relatywizacji nazistowskiego ludobójstwa czy „patriotyzmu konstytucyjnego”, a także „nacjonalizmu niemieckiej marki”. Jako „metafizycznie niemuzykalny” debatował publicznie z kard. Josephem Ratzingerem.
W 2003 r. falę protestów przeciwko amerykańskiej wojnie w Iraku uznał wraz z francuskim filozofem Jacques′em Derridą za moment narodzin europejskiej opinii publicznej i budowy odrębnej wobec USA polityki zagranicznej skupionej wokół „twardego rdzenia” UE – postawy Niemiec i Francji. Moralnie mieli rację o tyle, o ile wojna w Iraku była oparta na kłamliwych przesłankach amerykańskiego wywiadu. Politycznie okazali się krótkowzroczni – zbagatelizowali głębokie przyczyny ówczesnego pęknięcia w Europie. Kraje byłego Układu Warszawskiego, od niedawna w NATO, miały wszelkie powody, by opierać bezpieczeństwo na wiarygodnym poparciu USA. A w krajach „twardego rdzenia” antyamerykańskie emocje wiązały się z lansadami wobec Putina.
Czytaj też: Niemieckie zawracanie czołgiem
„Narastająca spirala żądań”
W kwietniu ubiegłego roku Habermas wystąpił na łamach „Süddeutsche Zeitung” z apelem w sprawie dostaw niemieckiej broni do Ukrainy. Nie był im przeciwny, ale zwracał uwagę, że nakładają na Zachód i Niemcy współodpowiedzialność za podtrzymywanie wojny aż do osiągnięcia przez Ukrainę poczucia „zwycięstwa”. Teraz – po zgodzie Berlina na przekazanie leopardów – wystąpił w tej samej gazecie na rzecz podjęcia negocjacji z Rosją. Powodem jest – jak pisze – narastanie spirali żądań:
„Ledwo przywitano decyzję o dostarczaniu czołgów Leopard, nazywając ją »historyczną«, a już wyprzedziły ją – i zrelatywizowały – głośne nawoływania o samoloty bojowe, rakiety dalekiego zasięgu, okręty nawodne i podwodne. Dramatyczne i zrozumiałe wołania o pomoc dla zaatakowanej wbrew prawu międzynarodowemu Ukrainy – tak jak oczekiwano – wywołały echo na Zachodzie. Nowe jest tylko przyspieszenie znanej gry podszytych moralnym oburzeniem wołań o skuteczniejszą broń, a następnie – choć z wahaniem – podniesienie po raz kolejny poprzeczki obiecanych systemów broni.
Teraz także w kręgach SPD mówi się, że nie ma żadnej »czerwonej linii«. Prasa, partie i rząd aż po kanclerza i jego otoczenie jednogłośnie biorą sobie do serca wezwanie litewskiego ministra spraw zagranicznych: »musimy przezwyciężyć lęk przed chęcią pokonania Rosji«. Dla nieokreślonej perspektywy »zwycięstwa« powinno się zaprzestać wszelkiej dyskusji wokół celu naszego wsparcia wojskowego – i sposobu dotarcia do niego. Przez to proces dozbrajania Ukrainy zdaje się nabierać własnej dynamiki, wprawdzie pod wpływem zrozumiałych nalegań rządu ukraińskiego, ale u nas jest napędzany wojowniczym tembrem głosów słyszalnych w opinii publicznej, wśród których wahania i refleksje połowy społeczeństwa nie dochodzą do głosu. A przynajmniej niezupełnie”.
Czytaj też: Po wizycie Morawieckiego w Berlinie. Polska poganiaczem Niemiec?
Apel za rozpoczęciem negocjacji
Rzeczywiście niezupełnie, ponieważ w niemieckich mediach właśnie toczy się dyskusja wokół apelu przeciw eskalacji wojny i za rozpoczęciem negocjacji. Inicjatorkami są czołowa feministka kraju Alice Schwarzer oraz nieukrywająca swych postkomunistycznych skłonności działaczka Partii Lewicy Sahra Wagenknecht. Apel podpisał m.in. zasłużony dla naszego wejścia do UE Günter Verheugen.
„Jeśli przyłączam się do tych głosów – ciągnie Habermas – to właśnie dlatego, że słuszne jest zdanie: »Ukraina tej wojny nie może przegrać!«. Chodzi mi o prewencyjny charakter negocjacji prowadzonych we właściwym czasie, dzięki którym długotrwała wojna nie pochłonie jeszcze więcej ludzkich istnień i nie spowoduje dalszych zniszczeń, stawiając nas w końcu przed wyborem bez wyjścia: albo aktywnie wejdziemy do wojny, albo – aby nie spowodować pierwszej światowej wojny mocarstw uzbrojonych w broń jądrową – pozostawimy Ukrainę własnemu losowi.
Wojna się przeciąga, rośnie liczba ofiar i rozmiar zniszczeń. Czy dynamika własna naszej pomocy wojskowej, udzielanej z dobrych powodów, powinna teraz odrzucić jej obronny charakter, bo jedynym celem powinno być zwycięstwo nad Putinem? Oficjalnie Waszyngton i rządy pozostałych państw NATO od samego początku były zgodne co do tego, by zatrzymać się przed point of no return – wejściem do wojny”.
Czytaj też: Rok samotności. Angela Merkel nie chce przepraszać
„Odpowiedzialność Zachodu za trwanie wojny”
Nie tylko Olaf Scholz się wahał w sprawie czołgów, również prezydent Joe Biden, o czym kanclerz przekonał się w Białym Domu. Przyczyną był niepokój, że wyłącznie od rosyjskiego kierownictwa zależy, kiedy uzna zakres i jakość zachodnich dostaw za przystąpienie do wojny. Co prawda te obawy zeszły na plan dalszy, odkąd także Chiny potępiły użycie broni ABC.
Niemniej, jak pisze Habermas: „Lunatykowanie na skraju przepaści staje się realnym zagrożeniem przede wszystkim dlatego, że zachodni sojusz nie tylko popiera Ukrainę, ale i niestrudzenie zapewnia ją, że będzie wspierał ukraiński rząd »tak długo, jak to będzie konieczne« i że tylko ukraiński rząd może zadecydować o czasie i celu ewentualnych negocjacji. To zapewnienie ma zniechęcić przeciwnika, ale jest niekonsekwentne i maskuje różnice, które są oczywiste. Przede wszystkim może nas samych łudzić co do konieczności podejmowania własnych inicjatyw negocjacyjnych. Z jednej strony banałem jest stwierdzenie, że tylko strona biorąca udział w wojnie może określić swój cel wojenny i ewentualnie moment podjęcia rozmów. Z drugiej strony także od wsparcia Zachodu zależy, jak długo Ukraina zdoła się utrzymać”.
Zdaniem Habermasa Zachód ma „własne uzasadnione interesy i obowiązki”, „zobowiązania prawne wobec potrzeb bezpieczeństwa własnych obywateli”. Ponadto rządy „ponoszą moralną odpowiedzialność za ofiary i zniszczenia spowodowane przez zachodnią broń”, dlatego nie mogą przerzucać na rząd ukraiński odpowiedzialności za brutalne skutki przedłużenia walk „możliwych tylko dzięki ich wsparciu militarnemu”. Według filozofa najbardziej należy się obawiać sytuacji, „gdy przewaga rosyjskich sił zbrojnych postawiłaby Zachód przed alternatywą albo ugięcia się, albo zostania stroną tej wojny. Z oczywistych względów, takich jak wyczerpanie rezerw osobowych i zasobów materialnych niezbędnych do prowadzenia wojny, do rozmów przynagla także czas”.
Czytaj też: Uparty Olaf Scholz. Kluczy w sprawie Ukrainy, zbliża się do Chin
„Nie przegrać” czy „zwyciężyć”?
Czas zmienia perspektywę patrzenia na wojnę. Im dłużej trwa, tym bardziej na pierwszy plan wysuwa się eksplozja nagiej przemocy. Już na początku tego starcia ujawniły się w Niemczech dwie perspektywy: czy celem dostaw broni jest to, że Ukraina „nie może przegrać”, czy raczej to, że ma osiągnąć „zwycięstwo” nad Rosją? Zdaniem Habermasa ten dylemat dzieli już obóz zwolenników pomocy; nazywa ich „spóźnionym narodem”, który „chyba się dopiero tworzy”.
„Ale nawet w szerokim obozie zwolenników Ukrainy zdania są obecnie podzielone co do właściwego momentu dla podjęcia rozmów pokojowych. Jedna strona utożsamia się z wołaniem ukraińskiego rządu o coraz większe wsparcie militarne w celu pokonania Rosji, a tym samym przywrócenia integralności terytorialnej kraju, w tym Krymu. Druga strona chce forsować próby doprowadzenia do zawieszenia broni i negocjacji, które przynajmniej zażegnałyby ewentualną klęskę, przywracając status quo ante z 23 lutego 2022 r. W tym »za i przeciw« odzwierciedlają się historyczne doświadczenia”.
Habermas przywołuje porównania sytuacji pod Bachmutem do Verdun, najdłuższej i najkrwawszej bitwy pierwszej wojny światowej. „Długotrwała wojna pozycyjna bez większych zmian w przebiegu linii frontu uprzytamnia jedynie cierpienia ofiar, a nie nadaje sens politycznym celom wojny” – pisze. – Żołnierze skaczą sobie do gardeł, stosy zabitych i rannych, ruiny domów mieszkalnych, przychodni i szkół, czyli zacieranie się cywilizowanego życia – to tu przejawia się niszczycielskie jądro wojny, jednak w innym świetle stawiając stwierdzenia naszej minister spraw zagranicznych, że »naszą bronią ratujemy życie«”.
Filozof odwołuje się do metafory ciężarków na wadze. „Ta druga strona wojny wysuwa się na pierwszy plan w tym wymiarze, w jakim ofiary i zniszczenia wojenne narzucają się jako takie – wtedy wojna nie jest jedynie środkiem obrony przed pozbawionym skrupułów agresorem; przez samo swoje trwanie jest doznawana jako niszczycielska przemoc, która powinna się jak najszybciej skończyć. I im bardziej ciężarki przesuwają się z jednego aspektu na drugi, tym wyraźniej narzuca się to, że wojny być nie powinno”.
Podkast: Niemcy, Ukraina czołgi. Czemu to tyle trwało?
Prawo zamiast wojny
Habermas dochodzi do wniosku, że po barbarzyńskich doświadczeniach XX w. wojny stały się absolutnie nie do pogodzenia z normami cywilizowanego współżycia dla społeczeństw, które przeszły obie wojny światowe. Straciły też aurę „czegoś naturalnego”. W to miejsce w wyniku „szoku wojennego” miało wejść prawo – Karta Narodów Zjednoczonych, w tym obowiązek szukania pokojowych rozwiązań, oraz sądzący zbrodnie trybunał w Hadze. „Wzgląd na ofiary wojny wyjaśnia z jednej strony zniesienie ius ad bellum, czyli złowieszczego »prawa« suwerennego państwa do prowadzenia wojny według własnego widzimisię; ale i ten fakt, że oparta na etyce doktryna wojny sprawiedliwej bynajmniej nie została odnowiona, lecz zlikwidowana – z wyjątkiem prawa zaatakowanego do samoobrony”.
I dalej: „W świetle takiego rozwoju rozumiałem formułę, że Ukraina »nie może przegrać wojny«. Bo z momentów powściągliwości wyczytuję przestrogę, że nawet Zachód, który umożliwia Ukrainie kontynuowanie walki ze zbrodniczym agresorem, nie może zapominać ani o liczbie ofiar, ani o ryzyku, na jakie narażone są ewentualne ofiary, ani o rozmiarze rzeczywistych i potencjalnych zniszczeń, które z ciężkim sercem akceptuje się dla słusznego celu. Nawet najbardziej bezinteresownie wspierający nie jest zwolniony z rozważenia proporcjonalności”.
Niemiecki filozof zastanawia się: „jeśli wybuchowi konfliktów zbrojnych nie można zapobiec poprzez bolesne sankcje, bolesne także dla samych obrońców złamanego prawa międzynarodowego, to nasuwającą się alternatywą – w przeciwieństwie do kontynuacji wojny z coraz większymi ofiarami – jest poszukiwanie znośnych kompromisów”. Habermas zastrzega jednak, że obecnie nic nie wskazuje, by Putin szedł na negocjacje, a aneksja wschodniej Ukrainy sprawia, iż podjęcie rozmów jest teraz „niemal niemożliwe”.
Z drugiej strony – jego zdaniem – błędem Zachodu było pozostawienie Rosji w niewiedzy, o co chodzi w pomocy militarnej dla Ukrainy, czy tylko o przywrócenie stanu z 23 lutego 2022 r., czy też o zmianę reżimu w Rosji, co dla Putina jest nie do przyjęcia. „Nie są to przesłanki obiecujące, ale nie są też beznadziejne” – pisze o perspektywie rozmów. Dlatego trzeba szukać rozwiązania, które „nie da stronie rosyjskiej żadnych zdobyczy terytorialnych ponad to, co miała przed rozpoczęciem wojny, a jednocześnie pozwoli jej zachować twarz”.
Czytaj też: Spór o raszyzm. Czy można porównać Putina do Hitlera
Którędy do tych negocjacji?
Habermas kończy rozważania niejasną puentą: „Wojna w ogóle zwróciła uwagę na palącą potrzebę regulacji w całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej, która wykracza poza przedmioty sporu walczących stron”. Powołując się na eksperta Hansa-Henninga Schrödera, wskazuje na „porozumienia rozbrojeniowe oraz gospodarcze warunki ramowe, bez których niepodobna ustabilizować żadnego porozumienia między bezpośrednio zainteresowanymi stronami. Już samą gotowość USA do podjęcia takich negocjacji o zasięgu geopolitycznym Putin mógłby zapisać sobie na plus”. I na koniec: „Właśnie dlatego, że konflikt dotyka bardziej kompleksowej sieci interesów, nie można z góry wykluczyć, że można by znaleźć kompromis ratujący twarz obu stron, nawet jeśli żądania są chwilowo diametralnie rozbieżne”.
Co filozof ma na myśli, mówiąc o „palącej potrzebie regulacji w całym regionie”? Kto, z kim, o kim miałby ustalać porozumienia rozbrojeniowe i gospodarcze warunki ramowe? Nowa Jałta w sprawie „spóźnionych narodów” z najeźdźcą, który podarł międzynarodowe zobowiązania uroczyście przez siebie podpisywane? Jak to się ma do wspomnianej przez Habermasa nadrzędności prawa międzynarodowego i międzynarodowych instytucji? Do odpowiedzialności najeźdźcy: karnej, politycznej, moralnej, nie wspominając o metafizycznej? O czym rozmawiać w sytuacji, gdy najeźdźca nie ukrywa, że jego celem jest nieistnienie suwerennej Ukrainy?
Esej Habermasa ukazał się w środę 15 lutego, a w czwartek „Frankfurter Allgemeine Zeitung” na pierwszej stronie opublikował satyryczny rysunek – Alice Schwarzer i Sahra Wagenknecht przy długim stole Putina z tortem z napisem „Pokój” i słowami: „Przynosimy w podarku rosyjskie ciasto skubane”. A w środku numeru glosa zatytułowana „Habermas”. Cytat z niej o artykule filozofa: „W tym obszernym tekście jest pochwała negocjacji bez wskazania, w jaki sposób mogłyby się powieść czy choćby tylko rozpocząć. Jest też pewien irytująco apolityczny element sprzeczny z polityczną i moralną emfazą tekstu. Ani słowa o tym, do czego trzeba by się odwołać, by ocalić twarz Putina. Ani słowa o tym, kiedy rozpocząć negocjacje. Do kogo należy kierować podanie o nie. Habermas sam widzi, że na razie nic nie wskazuje na to, by Putin miał podjąć rozmowy, bo anektując wschodnie regiony Ukrainy, stworzył i zabetonował roszczenia, które dla Ukrainy są nie do przyjęcia. Zamiast w swym wystąpieniu się ugiąć, spuścić z tonu, Habermas zrobił unik w kierunku normatywnej magii… Tam, gdzie niepodobna wskazać drogi do negocjacji, wyjściem nie jest moralny nacisk na to, by dać się zmiażdżyć przemocy”.
Czytaj też: Putin chce zamrozić tę wojnę. Nie uda mu się, czołgi są zbyt gorące