Zaniepokojenie budzi fakt, że Rosjanie w kilku miejscach powolutku przegryzają się przez ukraińską obronę. To nie są duże postępy, zyskują dosłownie po kilkaset metrów, czasem kilometr. Oczywiście sporo za to płacą, ale straty to coś, na co Rosja może sobie pozwolić. Ciekawostką jest zarazem to, że nie ogłosiła dotąd nowej mobilizacji, by podjąć szkolenie kolejnej fali wojsk w miarę wytracania sił.
Czy takie przegryzanie się może doprowadzić do poważniejszej klęski na froncie? Niestety tak. Jeśli Rosjanie znajdą gdzieś słaby punkt i ruszą w głąb zaplecza przeciwnika, teoretycznie może im się udać. Choć to mało prawdopodobne, bo Ukraińcy nie próżnowali i cały czas budowali kolejne linie obronne. W razie potrzeby cofają się i znów stawiają silny opór. Na zagrożone odcinki ściąga się też rezerwy, a w rejonach walk gromadzi więcej artylerii i intensyfikuje ogień. To wszystko powoduje, że wrogie natarcie grzęźnie, zwalnia, aż w końcu staje. To jak przejazd samochodem przez głębokie błoto – jeśli człowiek się zatrzyma, to już nie ruszy. Wojska tymczasem tracą ludzi i sprzęt, ale przede wszystkim wiarę w powodzenie.
Czytaj też: Plan B, czyli jak w czterech krokach pomóc Ukrainie
Sytuacja na frontach
Ostatniej doby Rosjanie wciąż atakowali w rejonach wsi Hrjanykiwka i miasteczka Dworiczna na północny wschód od Kupiańska – walki są ciężkie, ale nie przynoszą im sukcesu. Resort obrony Rosji wprawdzie ogłosił, że zdobyli Dworiczną, ale to pomyłka, może celowa – chodzi o znajdującą się kilka kilometrów na wschód wieś Dworiczne, zajętą przez nich zresztą już wcześniej.