Świat

Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii. Czy tragedii dało się uniknąć? Mówi ekspert z MIT

Kirikhan, 10 lutego 2023 r. Kirikhan, 10 lutego 2023 r. Piroschka van de Wouw / Reuters / Forum
W niedalekiej przyszłości potężny wstrząs czeka Stambuł, jestem o tym przekonany – mówi prof. Eduardo Kausel, profesor inżynierii z Massachusetts Institute of Technology.
Prof. Eduardo Kausel, profesor inżynierii z Massachusetts Institute of TechnologyMIT/Arch. pryw. Prof. Eduardo Kausel, profesor inżynierii z Massachusetts Institute of Technology

MATEUSZ MAZZINI: Czy zbudowanie konstrukcji, które byłyby w całości albo dużej mierze odporne na silne trzęsienia ziemi, jest w ogóle możliwe?
PROF. EDUARDO KAUSEL: Zanim odpowiem na to pytanie, chciałbym złożyć kondolencje narodom Turcji i Syrii z powodu tej niewyobrażalnej tragedii. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca i moim zdaniem nie musiały się wydarzyć. Wracając do pytania o to, czy da się wznieść budynki odporne na trzęsienia ziemi, odpowiedź jest prosta i jednoznaczna: tak.

Jakieś przykłady?
Najlepszym dowodem są budynki w Chile. W lutym 2010 r. miało tam miejsce potężne trzęsienie o sile 8,8 w skali Richtera. To był wstrząs dziesięć razy silniejszy niż w Turcji, wyzwalający 30 razy więcej energii. A szkody były minimalne. Zginęło ok. 500 osób, w tym blisko 200 nie z powodu samego trzęsienia, ale tsunami, które wywołało. Podobnie było z trzęsieniem ziemi z 1960 r., nazywanym „matką wszystkich wstrząsów”, najsilniejszym zarejestrowanym w historii ludzkości. Owszem, zniszczenia były ogromne, ale biorąc pod uwagę rozmiar katastrofy, nie były tak wielkie, jak można było się spodziewać.

Co o tym zdecydowało? Mieszkałem w Chile i nie odniosłem wrażenia, żeby budynki były specjalnie solidniejsze niż w innych częściach świata.
Nie widział pan ich wewnętrznych konstrukcji. Są dwie filozofie budowania tak, by uodpornić je na wstrząsy. Do niedawna dominował nurt zakładający, że budynek musi być możliwie najsolidniejszy, żeby wytrzymać trzęsienie ziemi. Chodziło głównie o to, żeby się nie zawalił. Jakieś szkody mogły wystąpić, ale budynek miał stać. Dzisiaj buduje się tak, by szkody były minimalne albo żadne. Nie chodzi tylko o konstrukcje, ale o koszty społeczne. Jeśli mówimy o regionie szczególnie podatnym na trzęsienia ziemi w Chile, np. Santiago de Chile, to proszę sobie wyobrazić taką sytuację: jest wstrząs, nikt nie ginie, budynki nie runęły, ale pół miasta jest uszkodzone i stoi. To gigantyczne straty dla handlu, gospodarki. Trzeba budować tak, żeby tego unikać.

Jak to robić?
Wszystko jest kwestią pieniędzy, zasobów, dobrego projektu i właściwej inżynierii. Zapewniam pana, że Turcja ma świetnych inżynierów i odpowiednie technologie. I choćby z tego powodu to trzęsienie ziemi nie powinno było pochłonąć tylu ofiar. Zwłaszcza że silne wstrząsy w Turcji nie są nowością, podobne miały miejsce w 1939 i 1999 r.

Turcja inżynierów ma świetnych. Ale...

Co w takim razie zawiodło? Co mają Chilijczycy, Japończycy czy inne nacje budujące lepiej, a czego nie mieli Turcy?
Przede wszystkim stal. To było od razu widać, kiedy w telewizji pokazywano gruzowiska z Turcji i Syrii. Oglądałem materiały wideo w zwolnionym tempie, zwłaszcza pokazujące moment, gdy budynek zaczynał się walić. Prawie wszędzie miało to taki sam przebieg: waliło się pierwsze piętro, na które osuwały się kolejne kondygnacje. Ale w gruzowisku nie było widać żadnych elementów stalowych. Nigdzie. A przy tak gigantycznym trzęsieniu i tylu zawalonych budynkach powinny być dosłownie wszędzie. Druga rzecz rzucająca się od razu w oczy to konsystencja gruzu. Telewizje pokazywały ludzi używających łopat. Wyglądali, jakby trzymali szufle z piaskiem. A gdzie cement? Gdzie beton? Jestem przekonany, że tureccy inżynierowie zaprojektowali te budynki tak, by były bezpieczne. To nie w tym leży problem.

A w czym?
W korupcji. Tak wielka, kompletnie niepotrzebna liczba ofiar śmiertelnych to skutek skorumpowanego przemysłu budowlanego. Po wojnie czy w latach 50. budynki wznoszono przy użyciu za słabych czy niekompletnych materiałów. Słyszałem to wielokrotnie również od tureckich inżynierów. Od dawna ich martwiło, że budowlańcy stawiają cieńsze ściany, niż przewiduje projekt, tną koszty, kupują materiały nieznanego pochodzenia, biorą łapówki. Oczywiście wiedza o tym była powszechna i te braki prędzej czy później musiały wyjść na jaw. Łatwo zresztą przewidzieć, co teraz się stanie. Będą śledztwa, oskarżenia rzucane na lewo i prawo, ale żeby to naprawdę zmienić, potrzeba woli politycznej. Co z tego, że nawet stu budowlańców pójdzie siedzieć, skoro nie zmieni się system, który jest przeżarty korupcją? Tu trzeba zmiany na najgłębszym, podstawowym poziomie.

Czytaj też: Czy kataklizm da się przewidzieć

Budynki muszą pływać

Jak to robią inne kraje? Oczywiście poza walką z korupcją, bo to temat na inną rozmowę.
Każdy budynek, podobnie jak instrument muzyczny, ma swoją naturalną częstotliwość. Wszystkie się ruszają, jedne bardziej, inne mniej. Wieżom World Trade Centre, kiedy stały, taki pełen ruch z, nazwijmy to, „przejściem” z jednej strony na drugą, zajmował 11 sekund. Najważniejsze, żeby budować tak, by te ruchy nie szkodziły całej konstrukcji. W latach 50. obowiązywała metoda „miękkich pięter” – pierwsze kondygnacje były lekkie, mniej solidne. Lokowano na nich np. parkingi. Ale taki projekt działa tylko wtedy, kiedy wstrząs nie wywoła żadnych szkód w konstrukcji. Innymi słowy, pierwsze piętro musi absorbować jego siłę. A tak nie było, więc konsekwencje były dramatyczne.

Już się tak nie buduje – i to jest pierwszy element. Drugi – izolacja sejsmiczna. Mówiąc obrazowo, chodzi o stawianie budynków na czymś, co przypomina lodowisko. Przy wstrząsach budynki „pływają” w jedną i drugą stronę, jak człowiek na łyżwach, ale się nie przewracają. Nawet budynki wysokie na 20 pięter wykorzystują w Chile tę technologię. Wreszcie trzecia rzecz to absorpcja sejsmiczna, czyli elementy, które wchłoną siłę wstrząsu. Weźmy Costanera Centre w Santiago, najwyższy budynek biurowy w Ameryce Łacińskiej. Ma 62 piętra, w 2010 r. nie ucierpiał ani trochę. A przecież tamto trzęsienie ziemi przesunęło całe Santiago o 30 cm na południowy wschód.

Tylko czy to wszystko jest dostępne dla uboższych krajów? Chile to najsilniejsza gospodarka Ameryki Łacińskiej, nie mówiąc już o Japonii. Czy kraje jak Turcja, a zwłaszcza Syria, mają szansę wprowadzić takie rozwiązania?
Powtórzę: to nie jest kwestia pieniędzy, tylko systemu. Słyszałem wielokrotnie od tureckich kolegów, że o ile projekty nowych budynków muszą zawierać elementy chroniące je przed trzęsieniami ziemi, o tyle prawo wcale nie obliguje wykonawcy do zatrudnienia inżyniera od spraw sejsmicznych, który już na budowie sprawdzałby, czy te elementy są poprawnie, a nawet w ogóle instalowane. Nie sprawdza się też jakości materiałów. Normalnie przecież pobiera się próbki i analizuje pod względem odporności sejsmicznej. Jestem przekonany, że w Turcji się to nie dzieje.

Poza sferą inżynierii jest coś jeszcze, co trzeba robić? Japończycy szkolą się od dziecka, każdy wie, jak się zachować w razie trzęsienia ziemi.
Podziwiam japońskie metody, takie szkolenia są ważne, ale pomagają w ograniczonym zakresie. OK, nauczysz się, że trzeba wejść pod biurko czy stół, żeby nic nie uderzyło cię w głowę, ale jeśli budynek się zawali, i tak znajdziesz się w środku gruzowiska. Kluczem jest uniknięcie całkowitego rozpadu budynku, i Japończycy umieją je tak zaprojektować. Reszta jest tylko dodatkiem.

Czytaj też: Japońska architektura w Europie

To nie jest ostatnie trzęsienie ziemi

Co teraz jest najważniejsze w Turcji i Syrii? Gruzowiska też są przecież niebezpieczne.
Najważniejsze jest zapewnienie ludziom dostępu do wody, bez tego nie da się żyć. Ale przy tej skali zniszczeń, z jaką mamy do czynienia, znacznie łatwiej będzie po prostu wywieźć tych, którzy ocaleli, do prowizorycznych obozów, jakie stawia się dla uchodźców. Dla mnie najważniejsze jest nie to, co stanie się teraz, ale co będzie dalej. To nie jest ostatnie trzęsienie ziemi w Turcji. Historyczne dane pokazują, że ich epicentra przesuwają się na zachód – w niedalekiej przyszłości potężny wstrząs czeka Stambuł, jestem o tym przekonany. Tam też będzie mnóstwo ofiar. Dlatego już trzeba rozmawiać o wzmocnieniu budynków, żeby temu zapobiec. Jeśli Turcy zaczną rzetelnie sprawdzać, okaże się, że cała masa obecnych struktur jest wadliwa. I co wtedy? Wszystkie je wyburzą? Przecież ludzie muszą mieć gdzie mieszkać. To jest tak naprawdę największy problem. I boję się, że nic w tej sprawie nie zostanie zrobione, tylko będziemy czekać, aż nadejdzie kolejny wstrząs.

To zresztą nie jest tylko problem Turcji. Potężne trzęsienia ziemi czekają też inne rejony świata. Niektóre – jak Chile czy Kalifornia – są relatywnie bezpieczne. Amerykańskie miasta w ogóle są w niezłym położeniu, tutaj od dawna stawia się budynki w oparciu o konstrukcje i wzmocnienia ze stali. To czysty rachunek ekonomiczny, stal była w USA po prostu tania. W krajach dawnego Trzeciego Świata dominuje jednak beton. Dlatego wstrząsy, które wystąpią w Indiach, Pakistanie czy Iranie, będą katastrofalne w skutkach.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną