Najgłośniejszy był przypadek Changsha Tianyi Space Science and Technology Research Institute, spółki znanej pod komercyjną nazwą Spacety. Firma znalazła się na celowniku departamentu stanu, bo udostępniała fotografie i odczyty danych ze swoich satelitów rosyjskiej spółce Terra Tech, która przekazywała je z kolei aktywnej na ukraińskim froncie Grupie Wagnera.
Spacety w pewnym sensie oberwało więc rykoszetem, bo sankcje z 26 stycznia miały uderzyć właśnie w wagnerowców, uznanych przez Waszyngton za międzynarodową organizację kryminalną. Amerykanie postanowili jednak objąć restrykcjami wszystkie podmioty, które jakkolwiek wsparły rosyjską aktywność militarną, w tym dalekich podwykonawców.
Czytaj też: Cyberwojna czarodziejów. Palantir do walki z rosyjskimi orkami
Chiny na orbicie
Spacety produkuje i obsługuje małe satelity, podobnie jak dziesiątki innych chińskich firm. Działają też w zbliżony sposób: często otwierają spółki córki w krajach europejskich czy azjatyckich. W tym przypadku był to Luksemburg; na amerykańskich listach sankcyjnych są też m.in. podmioty z Japonii czy Holandii. Amerykanie obawiają się ich niekoniecznie ze względu na pracę, którą się zajmują. Nie chodzi bowiem – przynajmniej na razie – o samą liczbę chińskich satelitów na orbicie. Niepokojące jest to, co dzieje się później z danymi i samą technologią. Innymi słowy, podobnie jak w przypadku Spacety i Wagnera Biały Dom próbuje odkryć, kto trzyma kłębek, z którego wychodzą nitki w postaci malutkich spółek. I nie zawsze są w stanie to ustalić.
Technologiczna, kosmiczna i militarna ekspansja Chin pod wieloma względami pozostaje dla Zachodu po prostu kolekcją znaków zapytania. A Pekin celowo zaciera granice między tymi trzema płaszczyznami. We wrześniu Biały Dom przedstawił pakiet ograniczeń w eksporcie półprzewodników do Chin, zobowiązując do ich przestrzegania również swoich sojuszników. Komunikat był prosty: każdy, kto używa amerykańskiej technologii, musi stosować się do naszej polityki. Powód? Brak transparencji w działaniach chińskich spółek, regularne odmowy poddawania się audytom ze strony amerykańskich regulatorów i nieznany odbiorca końcowy. Jak informuje „New York Times”, to dlatego sankcje objęły np. Yangtze Memory Technologies Corporation, firmę wymienianą w gronie potencjalnych podwykonawców Apple przy produkcji iPhone’a 14.
Czytaj też: Chiński balon szpiegowski nad USA. Pekin reaguje
Ambicje nie tylko kosmiczne
Amerykanie od dawna próbują objąć nadzorem chińskie spółki, ale ich wysiłki często spełzają na niczym. Ustawę nakazującą firmom z Państwa Środka działającym na terenie USA i notowanym na giełdach poddać się kontrolom publicznego regulatora Kongres przyjął w 2020 r., ale realnie udało się ją wyegzekwować dopiero w grudniu 2022. Wtedy właśnie, jak informował Reuters, Public Company Accounting Oversight Board uzyskało dostęp do akt ponad 200 firm, którym groziło usunięcie z giełdy. Nawet to jednak nie wyjaśniło wszystkich wątpliwości, bo departamenty stanu i handlu nie zawsze są w stanie ustalić, dokąd finalnie trafia produkowana w USA technologia.
Zwłaszcza jeśli jest eksportowana do podmiotów zależnych w Europie, które potem odsyłają ją do Chin, przepuszczają przez łańcuch mniejszych firm, a na końcu nierzadko trafia do tych uznawanych przez Amerykę za zagrożenie. Takim przykładem jest Huawei, objęty już sankcjami Waszyngtonu – państwa Europy nie zajęły podobnego stanowiska. Newralgiczna jest zwłaszcza Wielka Brytania – premier Rishi Sunak w listopadzie ogłosił koniec „złotej ery” w relacjach sino-brytyjskich, określając mianem „wyzwania” (czyli wciąż nie „zagrożenia”) m.in. znaczący udział Huawei w modernizacji krajowej infrastruktury telekomunikacyjnej w ostatnich latach.
Ambicje Chińczyków nie kończą się tymczasem na orbicie. Zainicjowany w 1986 r. program kosmiczny ma jasny cel: dominacja w kosmosie. Na początku były same klęski, Keith Bradsher z „New York Timesa” wylicza nieudane starty rakiet w 1991, 1992, 1995 i 1996 r. Ale ostatnio Pekin wyraźnie przyspieszył, czego dowodem są m.in. budowa wielomodułowej stacji kosmicznej, lądowanie sondy Chang’e 4 na niewidocznej z Ziemi powierzchni Księżyca, misja na Marsa, loty załogowe czy spacery kosmiczne. To nie science fiction, Chiny są już kluczowym graczem w kosmosie.
Czytaj też: Biden w Azji. Zaskoczyły ostre słowa pod adresem Chin
Pekin odgryza rękę
Ale czy będą dominować? Coraz więcej ekspertów odpowiada twierdząco. Kiedy? Trudno powiedzieć. W sierpniu analitycy departamentu obrony opublikowali raport, w którym zakładają, że chińskie zdolności technologiczne i infrastrukturalne w kosmosie przerosną amerykańskie w 2045 r. To jednak wróżenie z fusów, głównie z powodu niepełnej wiedzy o tym, co Chińczycy są w stanie osiągnąć już teraz. Dr Jill Stuart, badaczka związana z London School of Economics, zauważyła na niedawnej konferencji UCL Leaders 2023, że próby budowania relacji z Chinami w zakresie technologii kosmicznych spełzają na niczym bez względu na to, jaki mają charakter. Zasadniczo, tłumaczy Stuart, podejścia na Zachodzie są dwa. W pierwszym Pekin stawiany jest od razu w roli czarnego charakteru, któremu nie wolno podać ręki. Tak traktował Chiny Donald Trump, a po przejęciu władzy przez Bidena niewiele się zmieniło. Konsekwencje są oczywiste, Pekin tupie nogą, publikuje gniewne deklaracje przeciw Zachodowi i grodzi się szczelnym murem. A wiedza o tym, co potrafi, pozostaje ograniczona.
Znacznie bardziej koncyliacyjnie do kwestii chińskiej próbują podchodzić Europejczycy. Zgodnie jednak ze znanym porzekadłem, gdy Pekin dostaje palec, odgryza całą rękę. Dr Stuart wspomina o wielu przypadkach, gdy brytyjskie firmy próbowały zbudować partnerstwo z chińskimi. Prawie zawsze kończyło się to kradzieżą technologii i własności intelektualnej.
Nie wiadomo, co w kwestii nowego wyścigu kosmicznych technologii powinno Zachód niepokoić najbardziej. Szybki progres Chińczyków? Niepewność co do ich zdolności? Fakt, że w tym, co już wiemy, że robią (produkcja satelitów czy technologii komunikacyjnej), stają się coraz lepsi – dlatego mogą np. stać się monopolistą w dostarczaniu usług technologicznych krajom Globalnego Południa? A może wszystko naraz? Pewne jest tylko to, że Chiny w swoim maratonie kosmicznym nie planują się zatrzymać ani nawet zwolnić.
Czytaj też: Chińska strona Księżyca