Potwierdzono już, że do Ukrainy trafi 14 czołgów Challenger 2 z Wielkiej Brytanii, 14 leopardów 2A4 z Polski i 14 leopardów 2A6 z Niemiec. Finlandia wyśle swoje 14 szt. 2A4. To razem cztery kompanie, a może dojdzie jeszcze Holandia. Z samych leopardów da się zmontować batalion i przyłączyć go do jednej z brygad zmechanizowanych, które mają trzy bataliony piechoty zmechanizowanej: jeden na bradleyach, dwa na innych zachodnich pojazdach.
Już teraz jedna z ukraińskich brygad będzie więc w pełni wyposażona w zachodni sprzęt bojowy. Zyska nowe, nieznane dotąd możliwości i jeśli właściwie je wykorzysta, mogą dać jej przewagę, choć oczywiście na lokalną skalę, czyli w pasie swojego działania. Nie łudźmy się, nie będzie jak ze słynnym Rudym „102”, co wygrał wojnę sam i głównie dzięki sprytowi Szarika.
Brygady na zachodnim sprzęcie
Jeśli Amerykanie przyślą właśnie zapowiedziane 31 czołgów M1 Abrams do wyposażenia drugiej brygady, to też będzie to wzmocnienie o charakterze lokalnym, choć już podwójne. Mówi się, że te pojazdy dotrą na front najpewniej dopiero za kilka miesięcy, bo nie będą pochodzić z zapasów US Army, ale zostaną wyprodukowane albo odkupione od sojuszników i poddane szybkiemu remontowi. Jednocześnie może być jednak prowadzone szkolenie ukraińskich żołnierzy. Wydaje się, że abramsy są szykowane raczej na ofensywę wczesnoletnią albo nawet jesienną. Na razie będą musiały wystarczyć leopardy, a zapewne nie skończy się na jednym batalionie z ok. 50 czołgami – takich batalionów Ukraina potrzebuje na początek co najmniej cztery, a najlepiej sześć (wówczas można by się pokusić o sformowanie brygady pancernej i trzech zmechanizowanych na całkowicie zachodnim sprzęcie – potrwałoby to co najmniej do czerwca, i to przy dobrych wiatrach).