Niedawne święta Ewa Kaili spędziła w belgijskim areszcie. Elegancka niebieskooka blondynka trafiła tam na początku grudnia. Jest podejrzana o przyjmowanie korzyści w zamian za działanie na rzecz interesów Kataru. Zarzuty wobec europosłanki to korupcja, udział w grupie przestępczej i pranie brudnych pieniędzy.
Oprócz Kaili policja zatrzymała w brukselskim hotelu jej ojca z walizką pełną gotówki – córka miała mu zlecić ukrycie pieniędzy. Funkcjonariusze aresztowali również partnera Greczynki, młodszego od niej o dziewięć lat Włocha Francesco Giorgiego, asystenta jednego z włoskich europosłów.
W sumie jednego grudniowego dnia zatrzymano sześć osób. Dwie – w tym ojca Kaili – niedługo potem wypuszczono. Policja przejęła ponad półtora miliona euro w gotówce. Skandal wstrząsnął unijnymi instytucjami i nic nie zapowiada, by się w najbliższym czasie wyciszył, bo przychylność europosłów – oprócz Katarczyków – mieli też kupować sobie Marokańczycy.
Katarowi, który w zeszłym roku organizował piłkarski mundial, miało zależeć przede wszystkim na międzynarodowym wizerunku. Dlatego problematyczne były dla niego doniesienia światowych mediów o tysiącach zmarłych z wyczerpania robotników z Bangladeszu, Indii, Nepalu, Pakistanu czy Sri Lanki (Kaili w czasie listopadowej debaty w europarlamencie mówiła, że Katar jest liderem w dziedzinie praw pracowniczych). Swoje powody do kupowania europosłów ma też Maroko, zaangażowane np. w konflikt wokół Sahary Zachodniej, nielegalnie przejętej przez Rabat po wyjeździe Hiszpanów.
Pani z telewizora
Cenę za aferę, zwaną już Katargate, płaci nie tylko Kaili, ale i partie, w których dotychczas działała: centrolewicowy grecki PASOK oraz socjalistyczna frakcja w europarlamencie. Z obydwu ugrupowań 44-letnia Greczynka została już wyrzucona.