Kasparow – szachowy geniusz. Miał 22 lat, gdy w 1985 r. został najmłodszym mistrzem świata i pozostał nim przez półtorej dekady. Gdy w wieku zaledwie 41 lat zrywał z turniejami, nadal królował na pierwszych miejscach list rankingowych. Czego zatem szuka w polityce? Guza czy przedłużenia sławy?
W swej nowej książce „Jak życie naśladuje szachy” (How Life imitates Chess, 2007 r.) Kasparow tłumaczy, iż pożegnanie z zawodowymi szachami i przejście do polityki wynikało „z przekonania, że należy przeciwstawić się katastrofalnej ekspansji autorytarnej władzy państwowej. W dzisiejszej Rosji prezydent Władimir Putin mówi o bezpieczeństwie, gdy zamiast wolności wprowadza kontrolę, nie zapewniając zresztą bezpieczeństwa. Bez przejrzystości nie ma kontroli nad wydatkami państwowymi, a bez tej kontroli władza państwowa nie ma żadnych ograniczeń. Wszelka krytyka przedstawicieli państwa uchodzi za ekstremizm, który w kodeksie Putina znajduje się tuż obok terroryzmu. W kraju wprawdzie nie ogłoszono stanu wojennego, ale w wersji ograniczonej został on jednak wprowadzony”.
Były mistrz świata porównuje Putina z Mussolinim sprzed marszu czarnych koszul na Rzym w 1922 r. A do opozycji postanowił się przyłączyć, by jego dziewięcioletni dziś syn Wadim nie został za parę lat posłany na kolejną wojnę w Czeczenii. Kasparow twierdzi, że to właśnie doświadczenie szachowe daje mu zarówno siłę psychiczną, jak i polityczne zdolności taktyczne i strategiczne. „Dlaczego miałbym się obawiać pułkownika KGB, skoro w szachach pokonałem cały olimp arcymistrzów?”.
Jego książka to wprawdzie autobiografia szachisty, ale jej podstawą były odczyty wygłaszane dla menedżerów. Nie ma w niej zapisu żadnej z jego wielu arcymistrzowskich partii. Są natomiast błyskotliwe porównania decyzji, jakie podejmował przy szachownicy ze strategicznymi i taktycznymi decyzjami Churchilla czy Disraeliego w polityce. Albo z poczynaniami Williama Edwarda Boeinga jako konstruktora i przedsiębiorcy, który miał świetny pomysł techniczny i w niedogodnych warunkach potrafił go nie tylko zrealizować, ale i z zyskiem sprzedać.
W swych wywodach Kasparow z lekkością przeskakuje od wojny w Iraku do stylu gry Aleksandra Alechina (szachowego mistrza świata w I połowie XX w.), a następnie do reformy brytyjskiego prawa wyborczego w XIX w. Z wdziękiem przenosząc racjonalne zasady gry w szachy na doświadczenia polityka czy ekonomisty, daje aforystyczne – i niekiedy świadomie sprzeczne – rady. Wytyczaj sobie cele dalekosiężne – ale nie ufaj sukcesom. Graj we własnym stylu – ale bądź w stanie go zmieniać... Bądź konsekwentny, ale i elastyczny... Nie staraj się wymusić rozstrzygnięcia, jednak narzuć przeciwnikowi swoją grę... Na nic dalekowzroczność, jeśli się nie rozumie tego, co się widzi...
Lekkim piórem szkicuje też portrety wielkich szachistów. Ormianin Tigran Petrosjan, reprezentujący ZSRR (zmarł w 1984 r.), był „bohaterem bierności“, bo przez niemal całą partię jedynie blokował szanse przeciwnika, a gdy ten już nie miał żadnych, to Petrosjan znajdował drogę do zwycięstwa. To postawa przydatna w planowaniu kariery w wielkim koncernie lub partii politycznej, konstatuje recenzent dziennika „Frankfurter Allgemei-ne Zeitung”. Dokładnie odwrotny jest styl Judit Polgar, 31-letniej Węgierki, najlepszej szachistki na świecie, która „w ataku rzadko się myli. Jej porażki dowodzą jednak, że gdy musi przejść do obrony, to bardzo się męczy i podejmuje błędne decyzje. Jeśli więc nasze apetyty są większe niż nasz obiektywizm, to utrudniają nam rozwój”.
Czy jednak ta wiedza pomoże zaszachować Putina? Wejście do walki politycznej – wyznaje Kasparow – było włączeniem się do „rozgrywanej już partii szachów, w której każdy wariant groził szybkim matem. Sama przez się narzucała się analogia z moim pierwszym tasiemcowym meczem z Karpowem w roku 1984 r. Wtedy także przez wiele miesięcy znajdowałem się na krawędzi poniżającej klęski. Musiałem szybko znaleźć całkiem nową strategię, w której bardziej chodziło o przetrwanie niż o zwycięstwo”.
Zmagania z Anatolijem Karpowem były cezurą w biografii Kasparowa. Do meczu o mistrzostwo świata młodziutki arcymistrz szedł od zwycięstwa do zwycięstwa, lekko i agresywnie. Jednak sam mecz zaczął katastrofalnie. Przegrał cztery partie, już tylko dwa zwycięstwa dzieliły Karpowa od obrony tytułu. Kasparow przestawił się więc na obronny styl Karpowa i zaczęły się remisy, które zmęczyły przeciwnika. W końcu tama pękła. Kasparow zaczął wygrywać. Ale po 48 partiach (mecz trwał już pięć miesięcy) i stanie 3:5 działacze radzieccy wymusili przerwanie meczu, który miał być powtórzony i ograniczony do 24 partii.
W tym drugim meczu Kasparow wygrał już pierwszą partię, a po zaciętej walce cały mecz. Ale – wyznaje – „to mój przeciwnik był moim nauczycielem. Nie tylko obnażył moje słabości, ale i pokazał mi, że ja sam muszę je znajdować”. Jako mistrz świata Kasparow urzekał dynamiką, zdolnością koncentracji i odwagą. Swe sukcesy – jak twierdzi – zawdzięczał nie tylko talentowi i solidnej pracy, ale też krytycznej analizie samego siebie.
To szachowe doświadczenie pomaga mu w konfrontacji politycznej z systemem Putina, „mimo że przeciwnik wciąż zmienia reguły gry”. Zacząłem – opowiada – od solidnej oceny pozycji i uchwycenia jej głównych elementów. W 2005 r. przetrwanie opozycji w Rosji wcale nie było pewne, więc musieliśmy się okopać i wysłać w świat sygnał: to my jesteśmy opozycją! Następnie zawiązaliśmy koalicję różnych grup opozycyjnych, a w styczniu 2004 r. stworzyliśmy Komitet na rzecz wolnych wyborów w 2008 r. To było posunięcie szachowe. Miało uniemożliwić trzecią – sprzeczną z konstytucją – kadencję Putina. W grudniu 2004 r. powstał wszechrosyjski komitet wyborczy. A w marcu 2005 r. Kasparow pożegnał się z zawodowymi szachami. Do elementów jego strategii należało demaskowanie hipokryzji Putina, „używającego ropy naftowej jako kija, przed którym zachodni politycy chowają głowy w ramiona”.
Na pierwszy rzut oka to plan minimum. Ale Kasparow mówi, że przechodząc do polityki dobrze wiedział, iż walka z Putinem to nie partia błyskawiczna. Na berlińskim sympozjum fundacji Bertelsmanna wyjaśniał: „W szachach zdarzają się pozycje niewyraźne, w których wbrew logice trzeba grać ryzykownie, coraz bardziej naciskać, by stworzyć przeciwnikowi okazję do popełnienia błędu. I nie ma wtedy znaczenia, czy samemu popełnia się błędy, ponieważ stara zasada szachowa głosi: wygrywa ten, kto popełni przedostatni błąd...”.
Kasparow jest przekonany, że to Putin popełni ostatni błąd. W wywiadach zarzuca mu demontaż demokratycznych instytucji powstałych w czasach Jelcyna i faktyczną restaurację systemu radzieckiego. Przesłania to koniunktura gospodarcza oparta na naftowym eldorado. Jednak na rosyjskiej prowincji już zaczynają się niepokoje. Na dalekim wschodzie Rosji wszystko toczy się spokojnie. Ale na północnym Kaukazie trwa wojna. A „przyczyny niezadowolenia wszędzie są takie same: korupcja, nieudolność i brutalność władz”. Władze starają się skanalizować to niezadowolenie, podsycając nastroje antyzachodnie i antykaukaskie. A tajne służby podjudzają nacjonalistyczne organizacje w rodzaju Ojczyzny, by partia Putina, Rosyjska Jedność, mogła się prezentować jako jedyny obrońca demokracji sterowanej.
Za bezprzedmiotowe spekulacje uważa Kasparow rozważania, kto będzie następcą Putina – Dmitrij Miedwiediew? Siergiej Iwanow? Swego następcę Putin codziennie ogląda w lustrze. Kasparow powtarza: „Ta władza nigdy nie odejdzie sama z siebie. To długa rosyjska tradycja. Każdy z nich wie, że gdy sytuacja się pogorszy, to następca uczyni ze swego poprzednika kozła ofiarnego”. Prezydent Rosji – pisze dalej Kasparow – wmówił politykom zachodnim, że także w Czeczenii jest gwarantem stabilizacji. Tymczasem prawda jest taka, że to Putin stworzył terrorystom nowe forum.
Garry Kasparow zżyma się na nazbyt uległy stosunek krajów zachodnich do Putina. Schrödera i Berlusconiego („wielbiciel Duce”) uważa za przekupnych, Busha i Blaira – za interesownych – w wojnie z Irakiem potrzebowali wsparcia Moskwy, więc przestali krytykować Putina za postępowanie w Czeczenii. „W gruncie rzeczy rządy zachodnie powinny z Rosją utrzymywać podobne stosunki jak z Pekinem. Nikt nie kwestionuje znaczenia Chin w polityce światowej. Ale też nikt nie udaje, że należą one do klubu państw demokratycznych”.