Za co płacą bogacze
Niepogoda dla rosyjskich bogaczy. Majątki się kurczą, rośnie ryzyko zgonu
Mówiąc szczerze, śmierć udziałowca koncernu mięsnego Władimirskij Standard Pawła Antowa nie nadawała się do światowych serwisów. Bo cóż się stało?
Biznesmen jedzie z trzema kolegami do Indii, żeby zabalować, uczcić 65. urodziny. Najpierw w pokoju hotelowym, wśród pustych butelek po winie, obsługa odnajduje ciało współtowarzysza podróży biznesmena. A dwa dni później ginie sam jubilat – wypada z drugiego piętra hotelu. Policja uważa, że to samobójstwo. Motyw? Nieznany, być może depresja po stracie przyjaciela. Rosyjski konsul w Kalkucie nie dostrzega nic podejrzanego.
Antow, owszem, był bogaty. Ale to żaden oligarcha. Przykładnie współpracował z władzą, był nawet deputowanym kremlowskiej partii Jedna Rosja do regionalnego parlamentu we Władimirze. To prawda, że po inwazji zamieścił na Facebooku pełen emocji wpis, nazywając bombardowania ukraińskich miast przez Rosję terrorem. Ale błyskawicznie za to przeprosił. Tłumaczył, że zaszło „niefortunne nieporozumienie”, przydarzył się „błąd techniczny”.
Po prostu się zabił?
Uwagę mediów przyciągnął jednak inny fakt. Śmierć Antowa była kolejnym tragicznym wypadkiem, który w ostatnich miesiącach przydarzył się rosyjskiemu bogaczowi. Rawil Maganow, prezes koncernu naftowego Łukoil, w związku z problemami kardiologicznymi leczył się w Centralnym Szpitalu Klinicznym w Moskwie. Nieoczekiwanie wypadł z piątego piętra i zginął na miejscu. Tu również śledczy podejrzewali depresję.
Łukoil jest jedną z największych rosyjskich firm naftowych. Na takich koncernach stoi piramida władzy. Dostarczają pieniędzy do budżetu i zapewniają bogactwo poplecznikom reżimu. Maganow był więc postacią z wyższej półki, dysponował miliardami, przyjmował odznaczenia od samego Władimira Putina.