Książka księcia Harry′ego sprzedaje się doskonale, reakcje na nią są jednak bardzo mieszane. Należę do tych, którzy nie są zachwyceni załatwianiem porachunków rodzinnych na oczach milionów. Bliska mi jest reakcja córki prezydenta Reagana, która przyznała po latach, że żałuje, iż opisała swoją rodzinę bez owijania w bawełnę. Teraz by tego nie zrobiła w ten sposób. Nie żeby była w ogóle przeciw takiej literaturze, tylko dlatego, że zdała sobie sprawę, iż lepiej wziąć dystans, nie dać sobą kierować emocjami chwili, gdy siada się do pisania.
Czytaj też: Widowiskowa monarchia brytyjska
Rodzina, ale królewska
Książka księcia jest zaprzeczeniem takiego podejścia. Nieprzepracowane, jak by powiedzieli psychoterapeuci, emocje biorą w niej górę. Są to żale i złości „zastępcy”. Jej angielski tytuł „Spare” to aluzja do zwrotu „the heir and a spare”, następca tronu i jego potencjalny zastępca. Następcą jest oczywiście starszy brat William, który ma objąć tron po śmierci obecnego monarchy, króla Karola III, ojca obu braci. Harry to ewentualny zastępca, gdyby Williamowi niedane było panować długo. Żale i złości nie są wyssane z palca. Ale co nas obchodzą te niesnaski?
W końcu każda rodzina ma swoje kłopoty podobnego rodzaju. Rodzeństwa rywalizują, rodzice faworyzują któreś z potomstwa, rozwodzą się po cichu lub wprost przeciwnie, wciągają w konflikt własne dzieci, lubią lub nie lubią synowe albo zięciów. To, że dzieje się to w rodzinach społecznie uprzywilejowanych, a nawet w rodzinie królewskiej, nie jest zaskoczeniem. Zaskakiwać może raczej to, że jej członkowie chcą się tym dzielić z „poddanymi”. Przecież wszyscy wiemy, że są takimi samymi ludźmi jak my.
Różnią się od zwykłych zjadaczy chleba zamożnością i statusem, luksusowym czy wręcz próżniaczym stylem życia, ale to nie jest samo w sobie tytułem do chwały. Pozycja celebrytów wydobywa z nich czasem najgorsze cechy: nieustanną potrzebę zaprzątania sobą uwagi, epatowania swymi problemami. Zwykli ludzie nie mają takich możliwości. Jakie to może być dla nich pocieszenie, że w rodzinie królewskiej też zdarzają się zdrady, kłótnie, rękoczyny?
Czytaj też: Meghan i Harry zadali cios tysiącletniej monarchii
Książę Harry nie zaimponował
Czytać o tym z wypiekami na twarzy to zaspokajać ich potrzebę bycia na środku sceny, a przy okazji zarabiania na własnej próżności i plotkarskiej ciekawości życiem elity. Oni potrzebują tlenu: rozgłosu, publiczność potrzebuje lichej satysfakcji, że w negliżu wyglądają mniej seksownie. Nie imponują.
Książę Harry nie zaimponował również, gdy ni stąd, ni zowąd wyznał, że na swym żołnierskim koncie ma 25 zabitych w boju afgańskich talibów. Wyznanie zostało fatalnie przyjęte w środowisku wojskowym. Przechwałki w stylu, ile ma się nacięć na kolbie, zawsze brzmią barbarzyńsko, a na dodatek mogą być pretekstem do odwetu. „Zastępca” czy następca tronu nie powinien zniżać się na taki poziom. Harry broni się, że chciał zwrócić uwagę na psychiczne problemy kombatantów, ale w istocie pokazał, że nie dostrzega, iż jego słowa brzmią infantylnie.
Książka księcia nie przysłuży się brytyjskiej instytucji monarszej. Patrząc z zewnątrz, trudno się oprzeć wrażeniu, że najlepszy jej czas minął. Odejście królowej Elżbiety II spięło klamrą długą epokę monarchii na Wyspach Brytyjskich: od jej panowania przez rządy królowej Wiktorii po czas Elżbiety I. Przed nami wielka niewiadoma. Szału nie ma.
Czytaj też: Ile i jak tak naprawdę zarabia monarchia brytyjska