Zachód wysyła kawalerię
Zachód wysyła Ukrainie kawalerię. I zdradza tajniki walki manewrowej
Ukraina dostanie wreszcie opancerzone wozy bojowe, używane na Zachodzie w jednostkach zmechanizowanych, czyli współczesnej kawalerii. Na razie tej lżejszej, bo odpowiednikiem cięższej, w Polsce znanej jako husaria, są dziś czołgi, których przekazania Zachód na razie nie ogłasza, mimo że coraz więcej nieoficjalnych i zakulisowych ustaleń w tej sprawie przecieka do prasy. Amerykańskie Bradleye i niemieckie Mardery towarzyszą na polu walki Abramsom i Leopardom, tak jak radzieckie wozy BMP towarzyszą czołgom wschodniej konstrukcji. Inną rolę, mobilnego wsparcia ogniowego, pełnią obiecane przez Francję pojazdy AMX-10RC, nazwane lekkimi czołgami, ale będące kołowymi nośnikami 105 mm armat. Następny rekordowy pakiet amerykański wart 3 mld dol. uzupełnia artyleria samobieżna i holowana, masa pocisków oraz kolejne rakiety przeciwlotnicze. Co istotne, na zachodnich poligonach od kilku tygodni trwają szkolenia ukraińskich wojsk z taktyki użycia batalionów zmechanizowanych – owej kawalerii. Po raz pierwszy razem ze sprzętem Zachód udostępnia Kijowowi tajniki doktryny walki manewrowej, opracowanej jeszcze w czasie zimnej wojny, ale aktualizowanej w miarę postępu technologii i zmian u potencjalnego przeciwnika – Rosji.
Niemcy, w zaskakującym i jak na nich przełomowym posunięciu, zdecydowali się przekazać Ukrainie baterię Patriotów, co zresztą polski rząd uznał za własną zasługę. Znawcy niemieckiej polityki skłaniają się ku tezie, że Berlin nie słuchał połajanek z Warszawy, a czekał na Waszyngton, który o swoich Patriotach dla Ukrainy powiedział w grudniu. Podobnie miało być z wozami bojowymi – wspólne oświadczenie Joe Bidena i Olafa Scholza dowodzi koordynacji – i tak też może być z czołgami.
Przełom w zachodnim uzbrojeniu cieszy Ukrainę, ale skłania do zastanowienia, czy trzeba było z nim tak długo czekać i czy to, że nastąpił, zapowiada nową fazę wojny.