Czy smok zje niedźwiedzia
Chiny i Rosja w nowym roku. Czy smok zje niedźwiedzia
Do dziś nie wiadomo, co Władimir Putin powiedział lub czego nie powiedział Xi Jinpingowi podczas ich ostatniego, przedwojennego spotkania na otwarciu zimowych igrzysk w Pekinie. Pojawiają się sprzeczne wersje, od pełnego zbriefowania chińskiego przywódcy o szykowanej agresji na Ukrainę, po zatajenie przed nim wszystkiego. Wydaje się jednak, że Pekin nie spodziewał się (aż takiej) wojny, inaczej ewakuowałby chociażby swoich obywateli z Kijowa i Sum.
Początkowo Chinom ta wojna jednak nie przeszkadzała. Z ich perspektywy Ukraina znajduje się w rosyjskiej strefie wpływów. Zachód, jako wspólny przeciwnik, tam wkracza, psując również chińskie interesy m.in. blokowaniem przejęcia ukraińskiego koncernu Motor Sicz. Szybkie rosyjskie zwycięstwo byłoby więc dla Chin pożądane z powodu otwierających się możliwości gospodarczych w podporządkowanej Moskwie Ukrainie. A przede wszystkim walnie podminowałoby obecny porządek międzynarodowy. Tak się jednak nie stało.
Gdyby Zachód udzielił tylko moralnego wsparcia Kijowowi, byłby to cios dla postzimnowojennego porządku, być może śmiertelny. Nie tylko osłabiłby USA, wzmacniając mocarstwa wschodzące, ale też ośmieliłby Chiny do jeszcze większej asertywności w Azji Wschodniej, a może nawet do inwazji na Tajwan. To dlatego Chiny, mimo pozornej neutralności, od początku wyraźnie wspierały Rosję, między wierszami wzywały Ukrainę do kapitulacji.
Tyle że Rosja została, ku zaskoczeniu Chin, zatrzymana w Ukrainie. W Pekinie zdumienie wzbudziły: niekompetencja rosyjskiej armii, szkolącej przez dekady chińską, opór Ukraińców, a przede wszystkim solidarność Zachodu. To ostatnie nie tylko skomplikowało chińskie ambicje w Azji Wschodniej, lecz także zepchnęło Pekin do dyplomatycznej defensywy.
Siedziba chińskiej partii (Zhongnanhai) zaczęła się wycofywać ze wsparcia dla Putina, podkreślając swoją neutralność.