Wojenne nauczki
Wojenne nauczki po 300 dniach. Ukraińcy dali nam w tym roku najcenniejszą lekcję
Ukraina broni się, walczy i cierpi od ponad 300 dni. Nowa wojna w Europie nie okazała się krótkim wstrząsem zasadniczo stabilnego systemu bezpieczeństwa. Rosja zburzyła jego fundamenty i w trybie alarmowym wymusiła przebudowę. Pomoc Ukrainie, będącej formalnie poza politycznymi, ekonomicznymi i wojskowymi strukturami Zachodu, stała się pierwszoplanowym zadaniem zachodnich demokracji. Korzystające od 30 lat z pokojowej dywidendy społeczeństwa Europy wybrały czynny opór wobec neoimperialnej agresji, pomimo kosztów i bez kwestionowania amerykańskiego przywództwa. Sojusz ten pokazał, że naprawdę posiada lepszą broń od Rosji, dysponuje dokładniejszym rozpoznaniem i zapewnia niezrównaną koordynację wsparcia zbrojnego z politycznym. Mobilizacja NATO udowodniła, że Sojusz wcale nie jest klubem dyskusyjnym w stanie śmierci klinicznej.
Wojna przypomniała jednak swą naturę, jakże odległą od filmowych wizji walk robotów. Rzeczywistość to błotniste okopy, palące się czołgi, spadające w płomieniach samoloty i bloki mieszkalne rozwalane ogniem artylerii. Ta wojna jest totalna, bo pierwotnym celem Rosji było całkowite podporządkowanie Ukrainy, a teraz zostało jej zniszczenie. Dlatego walka oznacza bezwzględność. Przeciwnik ma ponieść większe straty, to jego ma bardziej boleć, to on ma zginąć. A więc uzbrojenie, wyszkolenie, sprawność sił zbrojnych są racją stanu. Zapas amunicji, siła i precyzja ognia, dokładność rozpoznania i szybkość manewru – tylko to pozwala uwolnić ducha walki, którym Ukraińcy mogliby obdzielić cały wolny świat.
Ale w starciu z bezwzględnym wrogiem nawet ćwierćmilionowa armia ukraińska okazała się za mała. Karabin do rąk musiały wziąć setki tysięcy zwykłych ludzi. Nawet liczne wojsko zawodowe nie zastąpi powszechnego szkolenia rezerw i świadomości, że obrona kraju to zadanie wszystkich, a nie wybranych czy chętnych.