Niedługo minie rok od zbrojnej napaści na Ukrainę: rosyjska armia zdążyła dokonać mordów w Buczy, bombarduje miasta i zastrasza ludność cywilną jak terrorysta. A Zachód zdążył oswoić się z faktem, że większość Rosjan tę agresję popiera. W powietrzu wisi pytanie o to, dlaczego – parafrazując słynną frazę Henry′ego Kissingera – po tylu miesiącach wojny wciąż nie da się zadzwonić pod jeden numer, by poznać stanowisko opozycji w tej sprawie.
Trzy kręgi rosyjskiej opozycji
Nie ma bowiem jednej rosyjskiej opozycji, jest raczej długa lista wielkich nazwisk. Ograniczając się wyłącznie do żyjących: jest uwięziony w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze Aleksiej Nawalny, mistrz szachowy Garri Kasparow, były szef Jukosu Michaił Chodorkowski, są nawet laureaci Pokojowej Nagrody Nobla 2021: Dmitrij Muratow i stowarzyszenie „Memoriał”.
W drugim szeregu są dziennikarze i aktywiści. „Nawalniści”, jak Ilia Jaszyn (skazany właśnie na osiem i pół roku kolonii karnej), reporter Władimir Kara Murza, były współpracownik Borysa Niemcowa, którego dwukrotnie próbowano otruć, obecnie oskarżony o zdradę stanu, za co grozi mu 20 lat więzienia, a także Ilia Ponomariow, były deputowany, dziś przebywający w Kijowie. Gwiazdą, choć może trafniej powiedzieć: celebrytką liberalnej opozycji jest jednak Ksenia Sobczak. Do Putina mówi „wujku”, bo był bliskim współpracownikiem jej ojca, mera Petersburga Anatolija Sobczaka. Dlatego może czuć się bezpieczniej niż jej represjonowani koledzy. Śledzi ją na Instagramie 9,4 mln osób.
W trzecim kręgu są natomiast uczestnicy antyrządowych demonstracji. Szacunkowo to nawet 10 proc. społeczeństwa. Jak wynika z badań Centrum Lewady przeprowadzonych miesiąc po wybuchu wojny, agresję popiera 81 proc. Rosjan, przeciw jest 14 proc. Potencjalny elektorat opozycji to zatem ok. 20 mln obywateli. Nie ma jednak lidera, który umiałby ich zjednoczyć. Nie jest nim nawet najbardziej rozpoznawalny Aleksiej Nawalny (zaufanie do niego deklaruje 2 proc. Rosjan), nazywany na Zachodzie liderem rosyjskiej opozycji – zdaniem Maria Gunko z Oxford University′s Centre for Migration, Policy and Society „jednoczy dość małą, specyficzną część społeczeństwa”.
Czytaj też: Najpierw strzelaj, potem negocjuj. Putin gra na czas, Zachód też może
Nawalny, Chodorkowski, Niemcow
Nawalnego krytykują m.in. koledzy z partii Jabłoko, którzy zarzekają się, że nigdy nie wejdą z nim w sojusz. Potrzeba zjednoczenia w warunkach wojny nie przeszkodziła z kolei aktywistom z Fundacji Walki z Korupcją (Nawalny ją założył) dodać do listy „skorumpowanych urzędników i podżegaczy wojennych” Aleksieja Wenediktowa, znanego dziennikarza i naczelnego Echa Moskwa (dziś kanału „Żiwoj Gwozd’” na YouTubie).
Według ludzi Nawalnego Wenediktow jako szef Publicznego Sztabu Monitoringu Wyborów do Dumy Państwowej przyczynił się do sfałszowania przed rokiem wyników głosowania elektronicznego. Miało to przynieść zwycięstwo prokremlowskim kandydatom. Wenediktow oskarżenia zbagatelizował: „Biorąc pod uwagę to, co dzieje się w Ukrainie, gdzie giną ludzie, biorąc pod uwagę, że Aleksiejowi Nawalnemu grozi 30 lat więzienia, nazwisko Akunina jest ściągane z afiszy, a jego książki zdejmowane z półek – to jest drobiazg, szczerze mówiąc, nic”.
Słabością rosyjskiej opozycji jest wrodzony brak zaufania, wieczne wzajemne podejrzenia o związki z Kremlem. Wenediktowowi, który walczył o utrzymanie radiostacji, zarzucano kolaborację z władzą. Sojusznicy Nawalnego Leonid Wołkow i Ljubow Sobol mają być rzekomo powiązani z Igorem Sieczinem, bliskim współpracownikiem Putina. Sam Nawalny uniknął śmierci, więc najwyraźniej jest agentem: jeśli nie zagranicznych wywiadów (amerykańskiego czy niemieckiego), to Kremla. Rosyjskie społeczeństwo, straumatyzowane dekadami represji stalinowskich, wszechmocnych służb i propagandy szczującej na Zachód, ma dużą skłonność do ulegania teoriom spiskowym. „Prawdziwy opozycjonista to martwy opozycjonista”, taki jak Borys Niemcow, zastrzelony u wrót kremlowskiego pl. Czerwonego w lutym 2015 r. Niemcow był realnie ostatnim liderem zdolnym zjednoczyć opozycję.
Wydawałoby się, że napaść na Ukrainę i exodus krytyków Kremla z kraju naturalnie sprawi, że spory przycichną i zacznie się wspólna praca nad zmianami w Rosji. Bynajmniej. Kiedy Ilja Ponomariow zwołał do podwarszawskiej Jabłonnej opozycjonistów, by omówić sposoby usunięcia Putina ze stanowiska, większość go zignorowała. Dotarł Michaił Chodorkowski, ale nawalniści już nie. Zamiast łączyć, śmiała inicjatywa znów podzieliła rosyjskich emigrantów.
Wydaje się, że dość charyzmy ma Jewgienij Rojzman, były burmistrz Jekaterynburga (2013–18), wcześniej deputowany z ramienia Sprawiedliwej Rosji. Ostro wypowiada się przeciw wojnie, w sierpniu został zatrzymany za „dyskredytowanie” armii. Realnie zagraża Kremlowi, bo jest w elicie władzy i ma posłuch w regionie. Tyle że jak pokazał przykład gubernatora Kraju Chabarowskiego Siergieja Furgała sprzed dwóch lat, takich ludzi eliminuje się w pierwszej kolejności.
Czytaj też: Nawalny przewieziony do więzienia słynącego z tortur. Co go tam czeka?
Krym, oblany egzamin
Kłopotliwym obciążeniem dla części rosyjskich liberałów są ich imperialne odruchy. Ukraińcy pamiętają, że Chodorkowski i Nawalny poparli Putina po aneksji Krymu w 2014 r. Nie ma znaczenia, że dawny oligarcha wypowiedział się raczej wymijająco, a Nawalny prostował swoją wypowiedź. Chodorkowski stwierdził, że „proces rozmywania granic w Europie potrwa tak długo, że on sam tego nie dożyje”. Natomiast Nawalny na pytanie Wenediktowa o to, czy gdyby został prezydentem, zwróciłby półwysep Kijowowi, odparł: „Czy Krym jest kanapką z szynką, którą można po prostu wziąć i oddać?”.
Ksenia Sobczak w kampanii prezydenckiej w 2018 r. mówiła jasno: „Krym jest ukraiński”, i skończyła z jednoprocentowym wynikiem. I jeszcze wywołała skandal w Gruzji. Do Tbilisi poleciała kręcić wywiad z Darią, córką rosyjskiego polityka Eduarda Isakowa, który się jej wyrzekł. Obie odwiedziły słynny bar Dedaena, gdzie goście z Rosji muszą podpisać się pod deklaracją, że nie głosowali na Putina i popierają Ukrainę. Właściciel tłumaczył po angielsku, że Gruzja jest w 20 proc. okupowana przez Rosję, a 300 tys. Gruzinów zostało uchodźcami. „Co Ukraina ma wspólnego z Gruzją?” – pytała Sobczak po rosyjsku.
O podobny brak wrażliwości została niedawno oskarżona telewizja opozycyjna Dożd. 9 grudnia Łotwa cofnęła jej licencję, oficjalnie z powodu „zagrożenia dla bezpieczeństwa i porządku publicznego”. Kroplą, która przelała czarę, była jednak wypowiedź prezentera Aleksieja Korostiełkowa, pełna empatii dla „naszej armii”. Co prawda stacja wielokrotnie krytykowała agresję Rosji, ale w ocenie części łotewskich obserwatorów zbyt często lawiruje.
Mediujący w tej sprawie Aleksiej Wenediktow tłumaczył w programie „Żiwowo Gwozdia”, że dziennikarzom zaszkodziło m.in. prowadzenie rozmów z łotewskim regulatorem bez tłumacza i po rosyjsku – zabrakło zrozumienia, że nadają z państwa doświadczonego rosyjskim imperializmem, które dziś uważa się za frontowe i zagrożone.
Łotewska publicystka i pisarka Elita Veidemane skomentowała dosadnie dla Neatkartga.lv: „To nie efekt niezrozumienia opinii publicznej, ale imperialnej mentalności tych inteligentnych i elokwentnych Rosjan. (...) Mała nadzieja, że się zmienią. Co więcej, ich stanowisko podziela wielu naszych relatywistów i zastępy liberałów za granicą – użyteczni głupcy Kremla, którzy nie potrafią lub nie chcą dostrzec tego odwiecznego imperializmu”.
Czytaj też: Jak Nawalny ośmieszył Putina
Jak zawrócić Rosję
Opozycja musi się zmierzyć z własną słabością, a może nawet na nowo się wymyślić. Do takiego wniosku doszli aktywiści Nawalnego, osiedlając w Wilnie, nieformalnej stolicy rosyjskiej opozycji. „Wyrzuciliśmy wszystkie plany i działamy jako organizacja medialna” – wyjaśniał Leonid Wołkow. Walczą na froncie wojny informacyjnej, prowadzą na YT kanał „Popularnaja Politika”. Ma 1,67 mln subskrybentów i nadaje 30 godzin tygodniowo, z ok. 70 osób liczba zaangażowanych w projekt ludzi wzrosła szybko do 130.
Nawalny ma z kolei intuicję polityczną i wizję postputinowskiej Rosji, którą w październiku opisał i przekazał swoim adwokatom w formie tekstu. Jak zaznaczył, powojenna Rosja nie może zagrażać sąsiadom ani pokojowi. Ale Zachód musi zrozumieć rosyjską zazdrość o Ukrainę i jej sukcesy, mit wielkiej Rosji, która bez Ukrainy będzie tylko „zwykłym państwem”. Nie ma szans, że Kreml pójdzie tu na jakiś kompromis. Za szeregiem politologów Nawalny powtarza, że wojna wcale nie jest katastrofą dla państwa, lecz użytecznym narzędziem rozwiązywania problemów. Konflikt czeczeński dał młodemu Putinowi autorytet, Gruzja, Krym i Syria uczyniły z niego najpopularniejszego polityka w kraju. Na razie wojna wciąż więc kosztuje Putina mniej niż pokój.
„Rosję należy zawrócić – pisze Nawalny – do kluczowego momentu historycznego i pozwolić narodowi dokonać lepszego wyboru”. Opozycjonista jest przekonany, że tylko republika parlamentarna zdołałaby przerwać tradycje imperialnego autorytaryzmu. Dlatego należy ograniczyć jedynowładztwo, wprowadzić rządy większości, przywrócić sądom niezależność, a lokalnym władzom dać więcej samodzielności. Ale łatwo nie będzie – ze względu na powszechne i autentyczne poparcie dla Putina, lęk przed reformami liberalnymi i demokratycznymi, kojarzonymi z czasami chaosu i „smuty” Jelcyna, gnozę i wyuczoną bezradność.
Nie zmienia to faktu, że bez wsparcia nawet tej głęboko skłóconej opozycji nie ma szans na wyłonienie nowych demokratycznych elit w Rosji. Wojna potrwa, a zmiana w mentalności mas zajmie jeszcze więcej czasu.
Czytaj też: Czy Putin i inni mogą odpowiedzieć kiedyś za zbrodnie?