Informacja o rozwiązaniu policji obyczajowej, służby mundurowej zajmującej się kontrolowaniem przestrzegania norm moralnych w życiu codziennym mieszkańców Islamskiej Republiki Iranu, została po raz pierwszy opublikowana w sobotę wieczorem czasu polskiego. Zachodnie serwisy informacyjne, na czele z Associated Press i Reutersem, powoływały się w tym przypadku na słowa prokuratora generalnego Mohameda Jafara Montazeriego, który w czasie konferencji prasowej przekazał dziennikarzom, że służba ta „została zlikwidowana tam, gdzie powstała”. Od tego czasu upłynęło już ponad 48 godz., jednak irańska egzekutywa wciąż słów Montazeriego nie potwierdziła. Włoski dziennik „La Repubblica” jako pierwszy zauważył, że jego deklaracja może być manifestacją jedynie jednego ze skrzydeł irańskiego rządu. Oficjalnie bowiem policja obyczajowa nie jest częścią wymiaru sprawiedliwości, więc Montazeri nie sprawuje nad nią władzy wykonawczej. Ta leży w gestii ministerstwa spraw wewnętrznych, jednego z najbardziej opresyjnych organów Islamskiej Republiki, i to tylko ten resort mógłby ostatecznie potwierdzić jej rozwiązanie.
Policja obyczajowa pracuje, protesty trwają
Nic takiego do tej pory się jednak nie wydarzyło. Co więcej, z Iranu dochodzą przekazywane przez nieliczne lokalne redakcje i aktywistów w mediach społecznościowych informacje dokumentujące dalszą działalność tej służby. Wydaje się więc, że przynajmniej w części kraju nadal dochodzi do weryfikacji, często za pomocą siły, przestrzegania norm dotyczących ubioru i zachowania się, zwłaszcza u kobiet. Za wcześnie więc na jednoznaczne konkluzje na temat zmiany kursu ze strony irańskich przywódców, ale sama deklaracja Montazeriego, bądź co bądź wysokiego rangą funkcjonariusza reżimu, pokazuje, że na nieskazitelnym, jednolitym murze islamskiego fundamentalizmu zaczynają pokazywać się pierwsze pęknięcia.