Że był to atak, to oczywiste – słychać nadlatujący pocisk i potężny wybuch zaraz potem. W sieci pojawiły się zdjęcia z co najmniej dwóch kamer przemysłowych. Nie brzmi to jak typowy napędzany silnikiem tłokowym dron kamikadze, ale raczej silnik odrzutowy. Widać błysk, a kilka sekund później do kamery dociera potworny huk, uruchamiając autoalarmy w samochodach. Według oficjalnych rosyjskich wiadomości w bazie Enegels-2 uszkodzono dwa bombowce strategiczne Tu-95MS z 60, które Rosja ma. Samoloty nie są nowe i mają dość delikatną konstrukcję. Mówi się o „uszkodzeniach”, ale naruszenie części nośnych, czyli wewnętrznej struktury płatowca przenoszącej obciążenia, praktycznie wyklucza możliwość naprawy.
Tu-95MS to trzon strategicznego lotnictwa bombowego Rosji. Mają olbrzymi zasięg, więc są zdolne atakować bronią jądrową na wszystkich kontynentach. Przenoszą (w zależności od wersji) sześć lub 16 pocisków skrzydlatych, które mogą mieć głowice jądrowe lub konwencjonalne, burzące. Tych ostatnich używa się obecnie do uderzeń na infrastrukturę energetyczną Ukrainy. Tu-95MS startują z bazy Engels, odpalają pociski z okolic Morza Kaspijskiego, tak by w razie awarii spadły do morza, a nie na ląd. Ukrainę zaatakowano z użyciem kilkuset pocisków tego typu, w zapasie jest jeszcze ponad 300. Tempo produkcji bardzo spadło ze względu na brak komponentów, sprowadzanych prawdopodobnie z ominięciem sankcji, ale w mniejszych ilościach.