Świat

Chińczycy mają dość: takich manifestacji nie było od dekad. Xi ma się czego bać?

Protestujący z białymi kartkami w Pekinie, 27 listopada 2022 r. Protestujący z białymi kartkami w Pekinie, 27 listopada 2022 r. Thomas Peter / Reuters / Forum
Chińczycy w bezprecedensowej fali protestów dają znać partii komunistycznej, co myślą o drakońskich metodach walki z covidem. Takich manifestacji, a nawet przepychanek z policją, Chiny nie widziały od dwóch, trzech dekad.

Niezadowolenie artykułowano w kilkudziesięciu największych miastach i na uniwersytetach. Impulsem był m.in. pożar na 15. piętrze bloku mieszkalnego w Urumczi, do którego przez pandemiczne ograniczenia nie mogła dotrzeć straż pożarna. Protestujący upamiętniają dziesięć ofiar śmiertelnych, w tym trójkę dzieci. Podczas czuwania i w czasie demonstracji rzucają też wyzwanie partii i jej szefowi Xi Jinpingowi – domagają się wolności, wznoszą demokratyczne hasła i wzywają komunistów do odejścia.

ChRL jest zaskoczona

Partia chyba jest zaskoczona. Z rachub wychodzi, że prawdopodobieństwo wybuchu niepokojów na dużą skalę w Chinach nie jest znaczne, uczestnicy protestów muszą się bowiem liczyć z konsekwencjami udziału w zebraniach pachnących buntem – w ChRL płaci się za to cenę wysoką lub najwyższą. Aresztowania już trwają. Będzie więc sporym zdziwieniem, jeśli pamiętliwi i brutalni komuniści puszczą herezje płazem, nie zduszą prób wystąpień w zarodku albo pozwolą, by dochodziło do nich nadal, zwłaszcza podczas kolejnych weekendów. Światu udzielają się emocje, bo wiadomo, że takie sytuacje są dla autokracji kłopotliwe.

Protesty mają już własną estetykę, na czele z białymi kartkami, symbolem porozumienia bez słów obywateli, którzy świetnie wiedzą, jakie hasła i postulaty można by na nich napisać. Są piosenki, w tym „Międzynarodówka” i hymn państwowy. A „Marsz ochotników” to kawałek skoczny i w intencji rewolucyjny. Zaczyna się od słów: „Powstańcie, którzy nie zgadzacie się być niewolnikami”, a dalej pada diagnoza: „chiński naród jest w największym niebezpieczeństwie”, chwilę później pojawia się doping: „z ucisku wychodzi nasz ostatni krzyk”. I wreszcie wątek o poczuciu siły teoretycznie skazanych na porażkę: „jest nas wielu, ale nasze serce bije jedno”. Dlatego nieźle pasuje do obecnych okoliczności. Warstwa wizualna pomaga ponieść protest w internecie, reagującym tak żywiołowo, że cenzura nie nadąża z kontrolowaniem wpisów i reakcji.

Chińczycy mają dość lockdownów

Obywatele nie oczekują Bóg wie czego. Interesuje ich powrót do dawnego życia, tego sprzed testów, inwigilacji elektronicznej i uciążliwych lockdownów, trwających dziesiątki, a czasem i ponad sto dni. Chiny jako jedyne z czołowych gospodarek i społeczeństw tak konsekwentnie i bez żadnej refleksji obstają przy nakazach zachowania społecznego dystansu. Mimo tak daleko posuniętego dyktatu epidemia wymyka się partii z rąk, wzbiera nowa fala zachorowań. Rychłe poluzowanie obostrzeń też nie jest chyba wyjściem, bo tajemnicą pozostaje reakcja ludzi, którzy właśnie weszli w czwarty rok pandemii, ale nie byli dotąd wystawieni na kontakt z koronawirusem. Bolesna może się okazać weryfikacja stanu odporności, która zwłaszcza wśród najstarszych jest niska, bo bardzo niski jest poziom zaszczepienia seniorów.

Jeśli partia nie da sobie rady z koronawirusem – sytuacja w innych krajach pokazuje, że usunięcie go ze środowiska jest wybitnie trudne – to przynajmniej spróbuje uporać się ze swoimi krytykami. Jest w tym naprawdę niezła, od ponad 70 lat sprawnie tłumi niezadowolenie, także we własnym gronie. Nie po to przyklepała w zeszłym miesiącu dożywotnie rządy Xi i wyjałowiła szeregi z poważnych frakcji i rozłamowców, by teraz tolerować pęknięcia w społeczeństwie i bolesne oskarżenia pod własnym adresem. Dotychczas było wiadomo, co planuje Xi. Teraz przywódca przekonuje się, jak do jego wyjątkowo konsekwentnej polityki odnoszą się obywatele. Przy czym trzeba zastrzec, że sama ulica rzadko prowadzi do zmiany władzy – ostatnio było ileś przykładów protestów, w których się to nie udało. Tu najbliżej jest do Hongkongu, który zupełnie niedawno odpowiedział na zamach na resztki demokracji w dawnej kolonii brytyjskiej, oddanej pod koniec poprzedniego wieku chińskim komunistom.

Czytaj też: Orwell w chińskim wydaniu

Ulica rzadko obala władzę

Teoretycznie Hongkong mógłby posłużyć za inspirację – powstał odważnie, z poparciem świata, furią, poczuciem siły i racji, ale został stłamszony, złamany i niemal zgaszony. Powtórka w kontynentalnej części ChRL, w tym ostre bijatyki z policją i przejmowanie budynków władz, brzmi jak scenariusz gry komputerowej albo powieści political fiction. A jeszcze w Hongkongu wszystko działo się pod nosem kamer zagranicznych mediów, w ChRL dostęp dziennikarzy można wyłączyć jednym pstryknięciem, a wieszane w sieci zdjęciowe i filmowe relacje od wykasowania albo zablokowania dzieli kilka kliknięć myszką, o ile wcześniej nie wyrzuci ich cenzorski automat. Zresztą teraz w Szanghaju dziennikarz BBC został pobity przez policję i na kilka godzin aresztowany. Podobno zatrzymano go dla jego własnego dobra, by przy okazji nie zakaził się covidem. Policja zmusza też uczestników do usuwania zdjęć z protestów.

Społeczny gniew na nic zdał się w Rosji i Tajlandii, nie zachwiał do tej pory pozycją władzy w Iranie. To zawsze wyraz bezsilności wobec głupiej i tępej siły, ale brak praktycznych rezultatów pokazuje, że w polityce, zwłaszcza przy obalaniu reżimów albo zmuszaniu ich do przyznania się do błędu i korekty kursu, nie wystarczy mieć rację. Sporo dalej poszli Białorusini w 2020 r. po wyborach prezydenckich sfałszowanych przez Aleksandra Łukaszenkę. Nikt się po Białorusinach nie spodziewał takiej aktywności, tymczasem były setki tysięcy demonstrantów, strajki w kluczowych fabrykach.

Uzurpator wystawił barykady na ulicach, a jednak nie upadł. Spałował ruch sprzeciwu, uczestników obił, wielu zwyczajnie zamordował, tysiące wtrącił do więzień, dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy zmusił do emigracji. Białoruś ma dziś rząd na uchodźstwie, uczestniczy w inwazji na Ukrainę i za chwilę może – najmniejsza w tym wina samych protestujących – stać się ofiarą rosyjskiej aneksji, zastępczej wobec mizernych postępów na frontach w Ukrainie. W chińskim przypadku eksperci zdają się obniżać nastroje trzymających kciuki za zmianę, dając do zrozumienia, że daleko do zebrania się masy krytycznej i przełomów. Skala dotychczasowych protestów jest zbyt mała, by wahnąć systemem władzy wielkiego państwa.

Czytaj też: Fabryka się zacięła. Chiny zapłacą za politykę zero-covid

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną