Rząd Viktora Orbána prowadzi teraz grę o dostęp do dwóch źródeł wielkich funduszy dla Budapesztu. Pierwsze to Krajowy Plan Obudowy, czyli 5,8 mld euro dotacji, z których 70 proc. przepadłoby w razie niezatwierdzenia KPO do końca roku. Drugie to zwykły budżet UE na lata 2021–27, z czego 7,5 mld euro (jedna trzecia funduszy spójnościowych dla Węgier) jest zagrożone zamrożeniem wskutek wrześniowego wniosku KE, która powołała się na regułę „pieniądze za praworządność”.
Czytaj też: „Męczarnia”. Jak Bruksela radzi sobie z pisowską władzą
KE będzie wnioskować o zamrożenie
To ryzyko miało być zażegnane przez wdrożenie 17 reform praworządnościowych i antykorupcyjnych. Jednak Bruksela nie jest z nich zadowolona, a do stanowczych działań popychają ją europosłowie, którzy przyjęli w czwartek w tej sprawie uchwałę (416 głosów za, 124 przeciw, 33 wstrzymało się od głosu). Wzywają KE i kraje UE, by nie dopuszczały Orbána do tych pieniędzy.
„Nadeszła godzina prawdy. Czy zaakceptujemy pierwszego unijnego autokratę Viktora Orbána z jego korupcją, czy też zamrozimy mu unijne pieniądze? Te fundusze mogą być uwolnione w każdym momencie, jeśli tylko naprawdę zobaczymy zmiany na Węgrzech. Ale nie może być tak, że nie reagujemy, bo Orbán tylko obiecuje nam to, co chcemy” – przekonywał Daniel Freund z frakcji zielonych.
Rząd Orbána miał czas do soboty na wprowadzenie reform uzgodnionych z Brukselą, ale Komisja Europejska – jak teraz nieoficjalnie informują jej urzędnicy – już wstępnie uznała to za niesatysfakcjonujące. Szczególnie krytycznie odnosi się do nowego węgierskiego urzędu ds. etyki, który powinien mieć prawo do zawieszania przetargów publicznych i występowania do sądu ze skargą na bezczynność innych instytucji, w tym prokuratury. Według Brukseli urząd ma niejasno ustalone uprawnienia i wątpliwą niezależność.
Dlatego Komisja Europejska – według przecieków – szykuje na przyszły tydzień oficjalną ocenę, że Budapeszt nie w pełni wprowadził obiecane reformy. A tym samym chce podtrzymać swój wrześniowy wniosek do Rady UE o zamrożenie Węgrom dostępu do 7,5 mld euro z polityki spójności.
Jednocześnie Bruksela nie zamierza wysłuchiwać czwartkowego apelu europarlamentu o „wstrzymanie się z wydaniem pozytywnej oceny” dla węgierskiego KPO do czasu, aż „Węgry w pełni zastosują się do wszystkich zaleceń w dziedzinie praworządności i wdrożą wszystkie odnośne wyroki TSUE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka”.
Czytaj też: Jak PiS dawał się rozgrywać Orbánowi
Będzie polsko-włoska obrona Orbána?
Teraz cała decyzja w rękach Rady UE, a konkretnie unijnych ministrów finansów, którzy 6 grudnia spotykają się w Brukseli. Muszą rozstrzygnąć o węgierskich funduszach najpóźniej 19 grudnia – przyjmując wniosek Komisji o zamrożenie 7,5 mld euro, zamrażając mniejszą kwotę bądź umarzając wniosek, jeśli nie będzie wymaganej większości.
Brukselscy krytycy szefowej KE Ursuli von der Leyen dopatrują się w jej najnowszych działaniach próby ratowania wizerunku czystego w kwestiach praworządności. Ale słychać jednocześnie ciche prognozy, że w Radzie UE nie będzie większości za zawieszeniem funduszy dla Węgier.
Do decyzji Rady UE o Węgrzech trzeba głosów minimum 15 z 27 krajów, które obejmują co najmniej 65 proc. ludności Unii. I rzeczywiście zebranie takiej „większości kwalifikowanej” na rzecz zamrożenia funduszy stoi pod dużym znakiem zapytania. – Bardzo możliwe, że przeważy solidarność krajów korzystających z polityki spójności. Motywy są różne, część boi się m.in. precedensu z zawieszaniem funduszy za korupcję. Dlatego wniosek o zamrożenie funduszy dla Węgier zapewne przepadnie – przekonuje jeden z unijnych dyplomatów. Orbán liczy zapewne na poparcie włoskiego rządu Giorgi Meloni, co uczyniłoby z dużych Włoch i Polski rządzonej przez PiS trzon „mniejszości blokującej” w Radzie UE.