Węgierski MSZ najpierw zadeklarował, że w pełni przestrzega wymierzonej w Tajwan „polityki jednych Chin”, a kilka dni później chiński producent baterii Contemporary Amperex Technology (CATL) ogłosił, że zbuduje fabrykę o wartości 7,3 mld euro w drugim co do wielkości mieście kraju, Debreczynie. Byłaby to największa inwestycja przemysłowa w historii Węgier.
Budapeszt pokonał Bratysławę w tej rywalizacji, a minister finansów Słowacji Igor Matovič napisał na Facebooku, że „Węgrzy lecą jak rakiety, a my wyglądamy przy nich jak biedni krewni”. Plotka głosi również, że niemiecki przemysł motoryzacyjny pomógł sfinalizować transakcję, sukces Budapesztu to jednak rezultat wdrażanej przez dekadę strategii, w ramach której rząd Orbána z pragmatycznych powodów prowadzi politykę przyjazną Chinom.
Czytaj też: Tajwan w oku cyklonu. Chiny straszą, USA reagują gniewem
Węgry i Niemcy rywalizują o chińskie względy
Węgry były jednym z najgorętszych sojuszników tzw. 16+1, formatu współpracy państw Europy Środkowo-Wschodniej z Chinami w 2012, oraz Inicjatywy Pasa i Szlaku (BRI) w 2015 r. Początkowo podejście Orbána nie odbiegało znacząco od opartej na gospodarczych korzyściach polityki najważniejszych państw Unii Europejskiej, w szczególności niemieckiej. Jednak z czasem gotowość Budapesztu i Berlina do wspierania Pekinu zaczęła odstawać od wspólnej linii – w miarę powolnej zmiany podejścia UE do Chin.
Niemcy zezwoliły właśnie gigantowi żeglugowemu Cosco na zakup pakietu akcji portu w Hamburgu, co dodatkowo wzmacnia strategiczny wpływ Chin na europejską infrastrukturę transportową i zwiększa zależność Niemiec od Pekinu. Rząd Orbána poszedł jeszcze dalej, bo dał Państwu Środka możliwość przełożenia wpływów gospodarczych na polityczne na kontynencie.
Jednym z przykładów jest odmowa przyłączenia się Węgier do amerykańskiej inicjatywy Clean Network. Ma ona na celu wyłączenie chińskich firm technologicznych z budowy sieci 5G. Rząd USA obawia się powiązań Huawei z aparatem państwowym – koncern mógłby wykorzystać w sposób niewłaściwy dostęp do wrażliwej infrastruktury i danych. Dlatego Amerykanie lobbowali wśród sojuszników, by zakazali używania technologii Huawei i innych chińskich dostawców przy budowie sieci. Zamiast się przyłączyć, rząd Orbána udostępnił Huawei największe moce produkcyjne poza Chinami, aby zaopatrywać nasz region Europy w stacje bazowe 5G z Węgier. Co więcej, chiński gigant technologiczny otworzył w 2020 r. nowe centrum badawczo-rozwojowe w Budapeszcie.
Kolejnym krokiem była budowa węgierskiego kampusu Uniwersytetu Fudan – to największa chińska placówka akademicka w całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Projekt budzi poważne obawy związane z bezpieczeństwem, pozwala bowiem na bezpośredni wpływ ideologiczny Pekinu na nauczanie. Przykładem niedawne usunięcie odniesienia do „poszanowania wolności myśli” ze statutu uczelni. Kampus może też wspierać gromadzenie przez Chiny danych wywiadowczych. Kolejny argument przeciw inwestycji wynika ze stosowania metody pułapki zadłużenia: jeśli Węgry będą miały trudności ze spłatą pożyczki na budowę kampusu, Pekin może w zamian przejąć aktywa należące do państwa.
Czytaj też: Chiny kontra reszta świata, czyli wielka wojna o handel czipami
Chwalenie Chin opłaca się politycznie
Stosunki z Chinami, Rosją i innymi dyktaturami stały się cechą definiującą tożsamość reżimu Orbána. Jest ona osadzona w głęboko eurosceptycznej, populistycznej narracji, w której UE reprezentuje skorumpowaną, imperialistyczną elitę, a Chiny są chwalone za ekonomiczną „efektywność”.
Orbán wielokrotnie dawał do zrozumienia, że autorytarny system polityczny w Chinach mu nie przeszkadza. W jednym z wywiadów argumentował, że „stary model globalizacji jest przestarzały”, a „Wschód dogonił Zachód”, dodając, że „coraz bardziej obraźliwe staje się to, że kilka krajów rozwiniętych nieustannie poucza większość świata na temat praw człowieka, demokracji, rozwoju i gospodarki rynkowej”. To ideologiczne podłoże tzw. strategii otwarcia na Wschód, za pomocą której węgierski rząd dążył do rozszerzenia możliwości handlu m.in. w Azji czy na Bliskim Wschodzie.
Ten zwrot w stronę Chin był również osadzony w autorytarnej przebudowie państwa przez Orbána, w ramach której Chiny, Indie, Singapur, Turcja i Rosja były przedstawiane jako „nieliberalne” kraje wzorcowe – w przeciwieństwie do upadających zachodnich liberalnych demokracji. Ustrój Węgier w międzyczasie odszedł od demokracji i jest klasyfikowany jako system hybrydowy lub pierwsza autokracja wyborcza w UE.
Wspierając swoją polityczną koncepcję „demokracji nieliberalnej”, Orbán promował Chiny jako dowód na to, że wzrost gospodarczy nie musi podążać za klasycznym, zachodniocentrycznym liberalnym modelem parlamentarnym. W rezultacie węgierski rząd milczał na temat systematycznych naruszeń praw człowieka w Chinach i cały czas podkreślał pozytywne strony relacji dwustronnych, takich jak napływ chińskich inwestycji do kraju.
Rząd Orbána jest jednak atrakcyjny dla Pekinu przede wszystkim ze względu na to, że ma prawo weta wobec wspólnego stanowiska Unii w ramach Rady Europejskiej. Węgry służą jako taran dla Pekinu na szczeblu europejskim, zatrzymując inicjatywy zagrażające jego interesom. Wraz z Grecją i Chorwacją blokowały np. wspólne stanowisko w sprawie obsadzania przez chińskie wojsko wysp na Morzu Południowochińskim w 2016 r. Budapeszt nie dopuścił też do przyjęcia stanowiska Unii w obronie prześladowanych prawników i obrońców praw człowieka w Hongkongu. W Parlamencie Europejskim posłowie Fideszu byli jednymi z nielicznych głosujących w 2021 r. przeciwko zamrożeniu procesu ratyfikacji kompleksowej umowy UE–Chiny w sprawie inwestycji (CAI).
Czytaj też: Chiny idą tą samą drogą co Rosja Putina
Karmienie stronników Orbána
Orbán chwalił „alternatywnych” sojuszników – Chiny i Rosję – nie tylko jako przeciwwagę dla izolacji dyplomatycznej Węgier w UE, ale także jako sposób na pozyskanie nowych źródeł finansowania. Zwracając się w stronę Chin i budując eurosceptyczną narrację, jego rząd mocno przechylił pole gry na scenie politycznej, tworząc system korupcji i klientelizmu. Dzięki temu Orbán umacnia swoją pozycję polityczną i gospodarczą w kraju w sposób nieformalny, pozaprawny.
Strategia „otwarcia na Wschód” i zacieśnianie więzi gospodarczych z Chinami stały się dla Fideszu narzędziem do eksploracji rynków azjatyckich, gdzie jego stronnicy mogli w nieprzejrzysty sposób poszerzać swoje możliwości biznesowe. Projekty te pomagają skorumpowanym elitom politycznym w konsolidacji władzy nad państwem i społeczeństwem. Pozwalają też na wysysanie państwowych funduszy, a równocześnie brakuje im przejrzystości.
Jednym ze sztandarowych przykładów jest wart 2 mld euro projekt przebudowy linii kolejowej Budapeszt–Belgrad. Kontrakt został przyznany konsorcjum chińskich korporacji państwowych i spółki powiązanej z najbliższym biznesowym sojusznikiem Orbána: Lőrincem Mészárosem. Rząd argumentował, że w dobie kryzysu inwestycja jest ważniejsza niż kiedykolwiek, bo zapewni miejsca pracy. W rzeczywistości zarabiał na tym przede wszystkim Mészáros. W kilka lat stał się najbogatszym człowiekiem na Węgrzech i otwarcie mówi, że swoją fortunę zawdzięcza „Bogu, szczęściu i Orbánowi”.
Trendy te uległy przyspieszeniu w czasie kryzysu związanego z pandemią. Państwowe zakupy szczepionek na covid-19 zostały przeprowadzone w nieprzejrzysty i korupcyjny sposób. Zdominowała je nieznana wcześniej firma Danubia Pharma, która wygrała zamówienie o wartości 55 mld forintów (122 mln euro).
W ramach zacieśniania relacji z Chinami Węgry kupiły szczepionki Sinopharm po 30 euro za sztukę, czyli znacznie wyższej niż cena rynkowa (13,4 euro w 2021 r.). Co więcej, zakup przyniósł pośrednikowi dodatkowy, niczym nieuzasadniony zysk w wysokości ponad 15 mld forintów (36 mln euro). Dodatkowo węgierski MSZ zakupił w 2020 ponad 17 tys. chińskich respiratorów – wielokrotnie więcej, niż było potrzeba – za wyjątkowo wysoką cenę 300 mld forintów (732 mln euro). Głównymi beneficjentami wszystkich tych umów byli dostawcy powiązani ze szwagrem byłego wiceministra spraw zagranicznych i handlu László Szabó Markiem Szeverényim i jego otoczeniem. Według jednego z dziennikarzy śledczych rząd węgierski zapłacił za respiratory dziesięciokrotnie wyższą cenę jednostkową niż Włochy i pięćdziesiąt razy wyższą niż Niemcy.
Co więcej, retoryka przyjaźni z Chinami podwójnie wzmacnia reżim Orbána w kraju. Po pierwsze, pozwala twierdzić, że Węgry są kluczowym graczem w globalnej polityce. W obliczu narastającego napięcia między Węgrami a UE publiczność prorządowych mediów postrzega bliskie związki z Pekinem jako atut rządu Orbána na arenie światowej. Po drugie, inwestycja w fabrykę baterii w Debreczynie pomaga Fideszowi kreować się na „partię, która daje radę” – zapewnia miejsca pracy nawet podczas kryzysu.
Szczerek: Orbán, premier rasy węgierskiej, który sam sobie przeczy
Zalecenia dla UE
Europa powinna z tej sytuacji wyciągnąć lekcję, że jej centralny region jest szczególnie podatny na autorytarne wpływy, ponieważ tamtejsze demokracje są mniej ugruntowane, a instytucje słabsze. Badania wykazały, że państwa Unii najbardziej narażone na takie zewnętrzne wpływy to Węgry, Słowacja, Czechy i Bułgaria.
Chiny mogą wykorzystywać przyjaznych graczy do zakłócania jedności Zachodu i wpływania na konkretne polityki unijne. Węgry celowo uznają, że autokratyczne mocarstwa mają prawo do wzmacniania swoich reżimów politycznych – zarówno finansowo, jak i ideologicznie. Orbán wyraźnie stwierdził, że nadal nie uważa Chin czy Rosji za zagrożenie dla bezpieczeństwa, ale za partnerów handlowych, we współpracy z którymi Unia powinna stymulować wzrost gospodarczy.
Innym wnioskiem jest to, że chińskie inwestycje i pogorszenie stanu demokracji wzajemnie się wzmacniają na Węgrzech. Rząd Orbána będzie zapewne dalej wykorzystywał możliwości finansowe zapewniane mu przez Pekin, żeby umacniać swoją władzę polityczną i gospodarczą. Podczas kryzysu zacieśni więzi z Chinami, by poszerzyć możliwości biznesowe dla sieci klientelistycznej skupionej wokół niego. Węgry pozostaną też jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników formułowania europejskiej krytyki wobec Chin.
Co więcej, to wszystko nie dzieje się w próżni. Wydaje się, że kanclerz Olaf Scholz nadal przedkłada interesy gospodarcze Niemiec nad szersze kwestie bezpieczeństwa w obliczu coraz bardziej asertywnego Pekinu, podobnie jak jego poprzedniczka Angela Merkel robiła to z Rosją.
Dlatego potrzebne jest całościowe podejście Unii do tego problemu. Istniejący zestaw narzędzi wykorzystywanych do obrony praworządności należy zracjonalizować i dalej rozwijać, a także lepiej powiązać z monitorowaniem bezpośrednich inwestycji zagranicznych ze źródeł podejrzanych o promowanie korupcji i klientelizmu.
Chiny są podręcznikowym przykładem wykorzystywania współzależności i wpływów gospodarczych do osiągania celów politycznych – zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie Europy. Dlatego Unia powinna opracować bardziej przejrzystą strategię dotyczącą inwestycji ze strony reżimów autorytarnych.
Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się modelu węgierskiego, należy zwrócić większą uwagę na skuteczne wdrażanie i faktyczne egzekwowanie unijnych przepisów antykorupcyjnych. Obecny mechanizm monitorowania inwestycji powinien jeszcze bardziej zacieśnić współpracę między instytucjami unijnymi i krajowymi.
Czytaj też: Jak PiS dawał się rozgrywać Orbánowi
Artykuł powstał w ramach programu współpracy największych tytułów prasowych w Europie Środkowej, prowadzonego przez Visegrad Insight w fundacji Res Publica.
Tłumaczenie: Łukasz Lipiński