267. dzień wojny. Rosja szykuje niebezpieczną pułapkę. Czy Ukraina popełni ciężki błąd?
Najpierw jednak kilka słów o Przewodowie. Z dostępnych informacji wynika, że przeciwlotniczy zestaw rakietowy S-300PM broniący Lwowa odpalił pociski rakietowe do skrzydlatej rakiety lecącej na północ. Przeleciała ona obok miasta i kierowała się na Dobrotwirską Elektrownię Cieplną w miasteczku Dobrotwór między Lwowem a Czerwonohradem. Elektrownia jest położona jakieś 30 km od granicy z Polską.
Rosyjskie ataki na cele położone tak blisko polskiej granicy (nie pierwszy to już raz) to proszenie się o wypadek. Prędzej czy później coś w polską przestrzeń powietrzną musiało trafić, czy to rosyjski wadliwy pocisk, czy też ukraińska rakieta przeciwlotnicza, w której nie zadziałałby mechanizm samolikwidacji, uruchamiany przez operatora systemu lub automatycznie po przeleceniu określonej odległości, jeśli pocisk jest odpalony w trybie ziemia–powietrze (mechanizm ten jest blokowany w przypadku wykorzystania awaryjnego trybu ziemia–ziemia, jaki wbudowano w wiele sowieckich systemów przeciwlotniczych).
W tym przypadku istnieje coraz więcej dowodów na to, że była to jednak przeciwlotnicza rakieta ukraińska. Poza bezspornie zidentyfikowanymi odłamkami pochodzącymi z pocisku rakietowego 5N55 z systemu S-300PM, poza układem rozlotu odłamków wskazujących na kierunek przylotu rakiety, poza zapewne posiadanymi zapisami z co najmniej dwóch radarów (powietrznego E-3A AWACS NATO krążącego na północ od Lublina oraz naszego własnego nowoczesnego RAT-31L, produkcji włoskiej, stojącego pod Zamościem) istnieje zapis kamer monitoringu z granicy państwowej.