Gdzie to tsunami?
Gdzie to tsunami? Trump przegrał, ale jego zwolennicy nadal mają się dobrze
Według niepełnych jeszcze wyników republikańska Grand Old Party (GOP) wprawdzie zdobędzie większość w Izbie Reprezentantów, ale jej przewaga nad Demokratami będzie minimalna, zaledwie kilka mandatów. Ostatecznego wyniku wyborów do Senatu również nie poznaliśmy przed zamknięciem tego numeru POLITYKI. Możliwe nawet, że rozstrzygnie się to dopiero na początku grudnia, po drugiej turze wyborów w Georgii, gdzie żaden z kandydatów nie zdobył wymaganych w tym stanie 50 proc. głosów. I niewykluczone, że Demokraci utrzymają ostatecznie kontrolę nad wyższą izbą Kongresu.
Co jednak wiemy na pewno po wyborach z 8 listopada? Po pierwsze, ponieważ polityka jest grą oczekiwań, w tej konkurencji z pewnością wygrali Demokraci, skoro prorokowano im klęskę i „czerwone tsunami”, czyli wyraźną wygraną Republikanów, których partyjnym kolorem jest właśnie czerwony. A w połowie pierwszej kadencji urzędującego prezydenta USA jego partia zwykle z kretesem przegrywa wybory. Po drugie, mimo braku pełnych wyników nie ma wątpliwości, kto te wybory przegrał – Donald Trump.
Niemal wszyscy republikańscy kandydaci promowani przez byłego prezydenta, bo m.in. poparli kłamstwo o ukradzionej mu reelekcji, zostali pokonani. Wybory do Senatu w stanie New Hampshire przegrał Don Bolduc, w Pensylwanii kandydat na gubernatora Doug Mastriano i ubiegający się o senatorski mandat Mehmet Oz.
Wszyscy oni zwyciężyli w partyjnych prawyborach dzięki poparciu Trumpa i jego fanów, eliminując umiarkowanych Republikanów. Prowadzili kampanię pod nacjonalistyczno-populistycznymi hasłami „America First”, głosili spiskowe teorie i bronili tłumu szturmującego Kapitol 6 stycznia 2021 r. Gdyby do wyborów wystawiono kandydatów poważniejszych i umiarkowanych, mieliby większe szanse.