W XX w. kobiety zaczęły krok po kroku wysuwać się na czoło dawniej zdominowanych przez mężczyzn ruchów politycznych. Nieważne, czy mówimy o lewicy, liberałach, chadekach, czy konserwatystach, liderki takie jak Golda Meir, Róża Luksemburg, Indira Ghandi czy Margaret Thatcher pokazywały, że skończyły się niepodzielne rządy mężczyzn. W XXI w. przywódczynie takie jak Angela Merkel, Kamala Harris, Jacinda Ardern czy Sanna Marin już nikogo nie dziwią. Ale do niedawna istniała część politycznego spektrum, która zdawała się opierać tej tendencji – skrajna prawica. Ta kraina zdominowana była przez samozwańczych wodzów, charyzmatycznych guru czy kandydatów na umundurowanych dyktatorów. Wiele ich dzieliło, ale łączyło jedno. Byli mężczyznami.
Od kilkunastu lat widać wyraźnie, że i ten bastion zaczyna kruszeć. Od faszystowskich ekstremistów, przez katolickich integrystów, po prawicowych populistów – wszędzie dziś w pierwszym szeregu można dostrzec kobiety. Była neofaszystka Giorgia Meloni kierująca włoskim rządem to tylko czubek góry lodowej, z którą już niedługo przyjdzie się zderzyć feministkom z całego świata. Jak się bowiem w praktyce okazuje, opowieść mówiąca o tym, że gdyby rządziły nami panie, to świat byłby krainą pokojowej koegzystencji i wzajemnej troski, można między bajki włożyć. Kobiety skrajnej prawicy są nie mniej ksenofobiczne, rasistowskie, homofobiczne, antyaborcyjne i nacjonalistyczne niż ich męscy odpowiednicy.
Czytaj też: Cudu nie było. Skrajna prawica przejmuje rządy we Włoszech
Od marginesu po pierwszy szereg
We wzorowanych na oddziałach wojska, silnie zmaskulinizowanych przedwojennych ruchach faszystowskich kobiety odgrywały raczej rolę kwiatka do kożucha albo wręcz brunatnej koszuli. Jak pokazał w swojej pracy „Męskie fantazje” niemiecki socjolog Klaus Theweleit, ówczesny faszyzm był zdecydowanie antykobiecą, promującą hierarchiczną i agresywną wizję męskości ideologią. Ruch ten, jeśli w ogóle brał pod uwagę kobiety, to przede wszystkim jako żony i matki. Ewentualnie przyciągał kontrowersyjne artystki, jak reżyserka Leni Riefenstahl, albo sadystyczne psychopatki, jak Ilse Koch, żona komendanta obozów w Buchenwaldzie, Sachsenhausen i Majdanku.
Po upadku III Rzeszy i włoskiej Republiki Salo zaczął się jednak zmieniać i sam faszyzm, i stosunek skrajnej prawicy do kobiet. Wraz z postępującą emancypacją także wśród ekstremistów i radykałów można było zauważyć aktywnie działające panie. Krok po kroku, wraz z przesuwaniem nacisku z antysemityzmu i rasizmu na antykomunizm, niechęć do migrantów i ultrakonserwatyzm obyczajowy, zaczynały pojawiać się kolejne ważne dla tego ruchu kobiety. Do lat 60. były to wyjątki, rekrutujące się raczej ze znudzonych dziedziczek fortun, takich jak bratanica Christiana Diora Françoise czy ekscentrycznych okultystek, jak Savitiri Devi. Pierwsza z nich wyszła za legendę angielskiego neonazizmu Colina Jordana i wykorzystała majątek i kontakty, aby wesprzeć utworzenie francuskiego oddziału Światowego Związku Narodowych Socjalistów (WUNS), jego angloamerykańskiej organizacji neonazistowskiej. Devi z kolei, także aktywna w tej organizacji, przeszła na hinduizm, walczyła o prawa zwierząt i uważała Hitlera za awatara boga Wisznu.
Do ekscentryczek dołączyły z czasem córki nazistowskich dygnitarzy i ważnych polityków skrajnej prawicy. Jedną z najbardziej znanych była Gudrun Burwitz de domo Himmler, jedyna córka Reichsführera SS. Do śmierci w 2018 r. pozostała nazistką. Wyszła za mąż za działacza neofaszystowskiej niemieckiej partii NPD i działała w Stille Hilfe („Cichej pomocy”), organizacji utworzonej dla wsparcia byłych członków SS. Burwitz pomagała uniknąć przez lata sprawiedliwości zbrodniarzom wojennym odpowiedzialnym za mordy na ludności cywilnej i więźniach obozów koncentracyjnych, takim jak „Rzeźnik z Lyonu” Klaus Barbie czy „Kat z Buchenwaldu” Martin Sommer.
Czytaj też: Gwiazda salonów i agentka GRU. Szpiegowała Włochy i NATO
Mussolini, Meloni, Le Pen
Z kolei wnuczka włoskiego dyktatora (i zarazem siostrzenica Sophie Loren) Alessandra Mussolini z początku zapowiadała się raczej na celebrytkę niż polityczkę. Zagrała w kilku filmach, nagrała popowy album, brała udział w rozbieranych sesjach zdjęciowych, trafiła na okładkę włoskiej i niemieckiej edycji „Playboya”. Z czasem jednak dołączyła do dziedziczki partii dziadka, czyli Włoskiego Ruchu Społecznego (MSI), i została z jego ramienia eurodeputowaną. Zresztą potomków duce we włoskiej polityce jest więcej. Gajusz Juliusz Cezar Mussolini startował do europarlamentu z list Braci Włochów, a siostra Alessandry Rachela została z list tej partii radną Rzymu.
Formacja dziś jest kierowana przez Giorgię Meloni, która zaczynała karierę w młodzieżówce MSI i wciąż uważa Mussoliniego za „skomplikowaną postać”. Z czasem przesunęła się z pozycji postfaszystowskich na ultrakonserwatywną prawicę, była kolejno szefową młodzieżówki Sojuszu Narodowego, radną prowincji Rzym, posłanką, ministrą ds. młodzieży i liderką opozycji. Przewodzi stworzonej przez PiS Europejskiej Partii Konserwatystów i Reformatorów i podobnie jak partia Jarosława Kaczyńskiego sprzeciwia się legalnej aborcji, eutanazji, małżeństwom jednopłciowym, imigracji i deklaruje się jako religijna katoliczka.
Do jej sojuszniczek w „powrocie do tradycji” w europejskiej polityce zalicza się kolejna „dziedziczka”, czyli Marine le Pen. Córka wieloletniego lidera Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pena pozostaje z nim w niełatwej relacji. Po odejściu z partii najstarszej córki Marie-Caroline została w 1998 r. namaszczona na nową dziedziczkę. Krok po kroku przekształciła agresywnie antysemicką, założoną przez byłych kolaborantów hitlerowskich, zwolenników terrorystycznego OAS i neofaszystów partię w sprawny mechanizm wyborczy, aby w 2015 r. doprowadzić do usunięcia z jej szeregów skompromitowanego ojca i w 2018 r. zmienić jej nazwę na Zgromadzenie Narodowe (RN). W roli głównego wroga Żydów zastąpili muzułmanie.
Od kilku lat partia oskarżana w mediach o związki z Kremlem szuka sojuszników w europejskiej populistycznej prawicy, z PiS na czele. Sama Le Pen już dwukrotnie przechodziła do drugiej tury wyborów prezydenckich, przegrywając z Emmanuelem Macronem. W blokach startowych czeka już jednak kolejne pokolenie rodu, czyli wnuczka Jean-Marie Marion Maréchal-Le Pen, najmłodsza deputowana w dziejach Francji, która w 2012 r. pobiła w tej materii rekord należący od 1791 r. do lidera jakobinów Louisa Antoine′a de Saint-Just’a. W 2017 r. na kilka lat rozstała się z polityką, aby w marcu 2022 r. w wyborach prezydenckich poprzeć kandydaturę konkurującego z jej ciotką o skrajnie prawicowy elektorat Érica Zemmoura. Bliska Rosji, niechętna muzułmanom, ultrakonserwatywna tradycjonalistka – nie różni się jednak zasadniczo w poglądach od Marine.
Od Ojców Narodu po Wielkie Matki
Naśladowczyń tych liderek wchodzi do polityki coraz więcej. Wraz z przebijaniem się prawicowych partii populistycznych do pierwszej ligi na ich czoło coraz częściej wysuwają się kobiety. Z jednej strony część z nich szuka dla siebie twardych konserwatywnych tożsamości, które pozwalają łatwiej budować własną w erze płynnej nowoczesności. Z drugiej – w dobie migracji i słabnięcia więzi narodowych dla wielu wyborców skrajnie prawicowe kobiety liderki stają się ucieleśnieniem Europy, której chcą bronić – białej, tradycjonalistycznej i heteroseksualnej.
W efekcie można już mówić o fali skrajnie prawicowych liderek, szczególnie w partiach populistycznych. Oprócz wymienionych już Meloni i Le Pen warto wspomnieć wieloletnią przewodniczącą Duńskiej Partii Ludowej Pię Kjærsgaard, liderki norweskiej Partii Postępu Siv Jensen i Sylvi Listhaug czy Alternatywy dla Niemiec Alice Weidel i Frauke Petry. W krajach o proporcjonalnym systemie wyborczym już dawno one i ich partie na dobre rozgościły się w parlamentach, a nawet biorą udział w rządach.
W krajach o ordynacji większościowej, takich jak USA, Wielka Brytania czy Australia, są przywódczyniami niewielkich, acz głośnych partii protestu, jak Britain First (Jayda Fransen) czy Rise Up Australia Party (Rosalie Crestani). I podobnie jak w wypadku Le Pen to migranci, w szczególności muzułmańscy, stali się głównym obiektem ataków. Na marginesie: mimo iż partie te głoszą bardzo konserwatywne wizje rodziny, same liderki nie spełniają często tych ideałów; to często rozwódki, a nawet, jak Weidel, wyoutowane lesbijki. Kreują się jednak na obywatelki zatroskane rozkładem swoich państw przez przestępczość, korupcję, multikulturalizm i rozpasanie seksualne, przez wszystkie przypadki odmieniają słowa „naród”, „tradycja” i „porządek”.
Także w Polsce pojawia się coraz więcej takich deklaratywnie tradycjonalistycznych polityczek. Od działaczek PiS, jak Anna Siarkowska czy Krystyna Pawłowicz, które w poglądach nie różnią się specjalnie od Le Pen czy Meloni, po aktywistki antyaborcyjne (Kaja Godek) i antyszczepionkowe (Justyna Socha). Coraz więcej kobiet działa w Konfederacji czy w jej częściach składowych – partiach KORWiN, Konfederacja Korony Polskiej czy Ruchu Narodowym, choć proces „feminizacji” skrajnej prawicy w patriarchalnej Polsce zachodzi zdecydowanie wolniej niż na Zachodzie.
Selfie pośród ruin Azowstalu
Pojawiają się już nie tylko prawicowe populistki, ale i czystej wody ekstremistki. I to nie jako rzadka ciekawostka w stricte męskim gronie, ale jako liderki grup lub ich rzeczniczki. Hiszpańskim neofaszystowskim ruchem Hogar Social kieruje Melinda Dominguez. W pierwszej linii włoskich neofaszystów z CasaPound Italia działa Carlotta Chiaraluce. Ideolożką ukraińskiego Korpusu Narodowego jest neofaszystka Olena Semenyaka, a Beate Zschäpe kierowała odpowiedzialną za minimum dziesięć zabójstw niemiecką grupą terrorystyczną Narodowosocjalistyczne Podziemie (NSU).
Najbardziej znaną z tej rosnącej grupy skrajnie prawicowych ekstremistek była do niedawna Daria Dugina. Córka ideologa eurazjanizmu, neofaszysty Aleksandra Dugina, szykowana na jego następczynię, zginęła w tym roku w tajemniczych okolicznościach w zamachu bombowym pod Moskwą. Za życia w pełni wspierała imperialistyczną i prowojenną linię ojca i jeszcze niedawno robiła sobie selfie pośród ruin zdobytego przez rosyjską armię Azowstalu w Mariupolu.
Również w Polsce pojawiają się liderki dawniej zdominowanych przez mężczyzn grup nacjonalistycznych „rewolucjonistów”. Jedną z twarzy ONR była do niedawna kierowniczka Brygady Dolnośląskiej Justyna Helcyk, a dziś funkcję sekretarza tej organizacji pełni Adriana Gąsiorek. W Prezydium Rady Wykonawczej neofaszystowskiego Narodowego Odrodzenia Polski zasiada Marzena Dobner. A do neofaszystowskiego pisma „Szturm” chętnie pisały liderka narodowo-socjalnej organizacji Praca Polska Maria Pilarczyk i ekologicznej sekcji ruchu szturmowego Marta Niemczyk (obie były bohaterkami głośnego reportażu „Dużego Formatu” w 2018 r.). Jeśli więc myślicie, że im więcej kobiet w polityce, tym będzie ona bardziej lewicowo-liberalna, to rośnie grono takich pań, które zrobią wszystko, żeby wybić Wam to z głowy. Czasem dosłownie.