Świat

Czy Putin odda władzę? Są chętni. Trzy scenariusze dla Kremla

Mer Moskwy Siergiej Sobianin i prezydent Rosji Władimir Putin, 10 września 2022 r. Mer Moskwy Siergiej Sobianin i prezydent Rosji Władimir Putin, 10 września 2022 r. Gavriil Grigorov / Sputnik / Reuters / Forum
Jednym ze scenariuszy zmiany władzy na Kremlu jest namaszczenie następcy – proceder przypomina rozwód za porozumieniem stron i zapewnia reżimowi trwanie. Putin może się na to zdecydować. A kandydatów do sukcesji ma kilku.

Im dłużej trwa wojna i mniej realne staje się zwycięstwo, tym bardziej kruszy się monolit władzy Władimira Putina. Coraz głośniejsze są oskarżenia o odpowiedzialność za nieporadność armii, mało kto ukrywa niezadowolenie z mobilizacji, a kryzys gospodarczy staje się dokuczliwy. Coraz trudniej przykryć prawdę propagandą, w dodatku Putin złamał umowę społeczną – miała być stabilizacja, a jest wojna pukająca do drzwi przeciętnych Rosjan.

Kreml. Trzy scenariusze

W języku polityki oznacza to ryzyko utraty władzy. Dyktatorzy są jej zwykle pozbawiani w trojaki sposób. Po pierwsze, wskutek rewolucji lub masowych protestów. Dochodzi wówczas do wymiany elit, jak w 1917 r. w Rosji, podczas kolorowych rewolucji w byłych republikach ZSRR czy w ramach arabskiej wiosny, gdy ustąpili, zdawałoby się, nieusuwalni dyktatorzy: Hosni Mubarak w Egipcie czy Muammar Kaddafi w Libii. W oczach Putina, byłego oficera KGB, były to zamachy stanu sterowane z zewnątrz, czyli operacje specjalne amerykańskiego wywiadu.

Na ten scenariusz rosyjski przywódca jest najlepiej przygotowany. Przez dwie dekady skutecznie pozbawiał opozycję realnego wpływu, zniszczył niezależne media, a charyzmatycznych liderów po prostu się pozbył. Borys Niemcow został zamordowany w 2015 r., Aleksiej Nawalny kolejny rok spędza w kolonii karnej.

Scenariusz drugi zakłada obalenie przez własne otoczenie, czyli klasyczny przewrót pałacowy. Jako człowiek służb Putin doskonale zna te mechanizmy. Stąd skrajne przewrażliwienie w kwestii bezpieczeństwa i zarządzanie konfliktami w rządzącej elicie. Putin nie pozwala żadnej ze służb nadmiernie wyrosnąć ponad inne, nikogo ostentacyjnie nie faworyzuje. To dlatego wróciła kremlinologia i baczy się na takie szczegóły jak upokarzanie niby-zaufanych ludzi z kręgu władz.

Ryzyko, że pojawi się jakiś Brutus, staje się więc czysto hipotetyczne. Każdy, kto wykazuje nadmierną ambicję polityczną, kończy jak szef Jukosu Michaił Chodorkowski, pozbawiony majątku w kolonii karnej, albo były gubernator Chabarowska Siergiej Furgał z spreparowanymi „nowymi” dowodami w dawno zamkniętej sprawie o udział w zabójstwie.

Trzeci sposób utrącenia dyktatora to wymiana przywódcy. Przypomina rozwód za porozumieniem stron. Aby dobro wyższe, czyli stabilność reżimu, ocalało, lider przekazuje władzę następcy – w wariancie minimalnym w zamian otrzymuje gwarancje bezpieczeństwa, a optymalnie nowy lider jest tylko figurantem. Właśnie ten scenariusz jest dziś najbardziej prawdopodobny. W razie konieczności pozwoliłby Putinowi odejść, wcale nie odchodząc.

Czytaj też: „Po Putinie nikt by nie płakał, jego otoczeniu też by ulżyło”

„Miły car” zamiast Putina

Putin ma realnie dwie opcje: jastrzębia albo gołębia do wyboru. Wszystko zależy od tego, czy kryzys na Kremlu się pogłębi i trzeba będzie zważać na interesy siłowników. Gdyby tak było, mianowałby następcą najpewniej Nikołaja Patruszewa, stojącego dziś na czele Rady Bezpieczeństwa, wcześniej szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Byłaby to niemal powtórka z 1999 r., gdy w zamian za gwarancje bezpieczeństwa Borys Jelcyn wskazał na następcę ówczesnego premiera – młodego Putina.

Gdyby jednak presja z zewnątrz okazała się silniejsza, czyli Zachód podtrzymałby stanowisko, że będzie rozmawiać tylko z nowym przywódcą na Kremlu, a Chiny to żądanie by poparły, zwyciężyłby pewnie wariant gołębi. Czyli „miły car”, który mógłby rozmawiać z przywódcami Zachodu o zniesieniu dotkliwych sankcji. To opcja do przyjęcia dla Putina, bo oznaczałaby najwyżej korektę, a nie utratę władzy. Co ważniejsze, manewr ten raz już się udał. W 2008 r. Putin zamienił się stanowiskiem z ówczesnym premierem Dmitrijem Miedwiediewem. Do 2012 r. funkcjonowali jako tandem – formalnie głową państwa był Miedwiediew, a Putin szefem rządu. Faktycznej władzy ten drugi nigdy nie oddał.

Miedwiediew odegrał z kolei ważną rolę na arenie międzynarodowej, miał być twarzą nowej, atrakcyjnej, liberalnej Rosji jako prawnik, polityk sympatyczny i otwarty. Czarował Zachód, choć Moskwa chwilę wcześniej wywołała wojnę z Gruzją. I udało się – zamiast kary za inwazję Rosja dostała nagrodę. W grudniu 2008 r. Francja i Niemcy zablokowały plany przystąpienia Gruzji i Ukrainy do NATO, a Barack Obama zaproponował Moskwie reset w stosunkach z USA.

Były major KGB dla „Polityki”: Przesłuchiwał mnie kapitan Putin

Siergiej Sobianin ma swoje atuty

Dzisiaj sprawy mogłyby potoczyć się tak: Putin ogłosiłby oficjalnie, że musi podreperować zdrowie, więc do wyborów prezydenckich w 2024 r. rządziłby p.o. prezydenta. Na giełdzie są dwa nazwiska, obaj to politycy lojalni wobec Putina: obecny premier Michaił Miszustin i wyżej notowany w tym rankingu mer Moskwy Siergiej Sobianin.

„Jeśli Putinowi pójdzie źle, to zanim Rosja zdoła porozumieć się z Ukrainą i Zachodem, człowiekiem, który mógłby go zastąpić, jest m.in. Sobianin” – mówił w niedawnej rozmowie z ukraińskim dziennikarzem Dmitrijem Gordonem Leonid Niewzlin, jeden z byłych menedżerów koncernu naftowego Jukos i rosyjsko-izraelski biznesmen. Nie jest w tej opinii odosobniony. Mer Moskwy przywoływany jest zawsze w kontekście sukcesji po Putinie.

Największym atutem Sobianina jest jego zdolność do kompromisu. Dzięki temu akceptują go zwalczające się frakcje, a Putin mu ufa. Dla świata byłby z kolei „miłym carem”, z którym da się rozmawiać. Łatwo byłoby go też „sprzedać” medialnie, porównując np. do byłego prezydenta Francji Jacques′a Chiraca (zanim został głową państwa, prawie 20 lat był burmistrzem Paryża).

Siergiej Sobianin rządzi Moskwą od 12 lat. W 2010 r. zastąpił Jurija Łużkowa jako jego zupełne przeciwieństwo. Sobianin jest cichy, spokojny i zimnokrwisty, Łużkow – charyzmatyczny i hałaśliwy. Obaj spotkali się i politycznie zwarli szyki jeszcze w czasach Jelcyna. W 1996 r. Sobianin trafił do wielkiej polityki, jako przewodniczący Chanty-Mansyjskiej Dumy Obwodowej został oddelegowany do Rady Federacji. W komisji ds. ustawodawstwa konstytucyjnego zbliżył się do Łużkowa, ówczesnego mera, który po 18 latach rządów popadł w niełaskę Kremla. Nie miał tendencji do uległości, więc Miedwiediew go odwołał (przy aprobacie Putina).

Jak Moskwa poszła śladem Pekinu

Kreml potrzebował w stołecznym ratuszu posadzić kogoś równie sprawnego, lecz niewykazującego nadmiernych ambicji politycznych. Sobianin okazał się idealny, już od dekady działał jako „człowiek Putina”. Na początku 2000 r., po ustąpieniu Jelcyna, należał go grupy inicjatywnej, która w majowych wyborach prezydenckich formalnie wysunęła kandydaturę Putina. Rok później wszedł do prezydium rządzącej partii Jedna Rosja i złożył propozycję wydłużenia kadencji prezydenckiej z czterech do siedmiu lat. Putin odwdzięczył się w 2005 r. – w ramach przetasowań personalnych na Kremlu mianował wicepremierem szefa swojej administracji Dmitrija Miedwiediewa, a na jego miejsce powołał właśnie Sobianina.

Zaangażował go także w operację „tandem”. W 2008 r. Sobianin stanął na czele sztabu wyborczego Miedwiediewa, a po kampanii trafił do kancelarii Putina na stanowisko wicepremiera. W tym czasie (2009–11) nadzorował główną tubę propagandową, czyli telewizyjny Kanał Pierwszy. Jako przewodniczący rady dyrektorów zapewniał Putinowi pełne wsparcie. Doświadczenie w podporządkowywaniu sobie mediów zdobywał jeszcze jako gubernator obwodu tiumeńskiego (2001–05). Lokalne redakcje oskarżały go o niszczenie niezależności mediów, opozycji i konkurentów politycznych.

Gubernatorem był takim samym, jakim dzisiaj jest merem. Budował drogi, rozwijał infrastrukturę i był stale krytykowany za to, że zadanie układania krawężników powierzał firmie Aerodromdorstroy należącej do jego żony Iriny Rubinczik. Według dziennikarzy w 2007 r. Aerodromdorstroy otrzymał 22 zamówienia od tumskiego zarządu dróg za ok. 232 mln rubli, a rok później 14 zleceń o wartości 7,735 mld. Trzy lata potem firma zawyżała koszty budowy pierwszego metra w Tiumeniu. Według lokalnych mediów drogi granit, którym ozdobiono pociąg, kosztował ok. 1 mld rubli zamiast planowanych 280 mln.

Awans na mera Moskwy rozpostarł przed małżeństwem nowe perspektywy. Mediami wstrząsnęła najpierw wymiana w ścisłym centrum stolicy 4 mln m kw. nawierzchni asfaltowych na płyty. Korupcja, z którą Sobianin miał walczyć, stała się źródłem jego problemów. W 2013 r. w pierwszych powszechnych wyborach na mera zmierzył się z Nawalnym. Prawnik i aktywista szybko dotarł do dowodów korupcji i defraudacji publicznych pieniędzy. Okazało się, że w przypadku połowy przetargów na zmianę nawierzchni brała udział tylko jedna firma – oczywiście ta należąca do żony. Sobianin złamał tym samym zakaz konkurencji. Co więcej, okazało się, że w wielu miejscach nigdy nie wymieniono asfaltu na płyty.

Sobianin chciał uczynić z Moskwy nowoczesną metropolię, rozbudować metro, ale przede wszystkim miał swój projekt Inteligentnego Miasta. Brzmi świetnie, ale w praktyce Moskwa poszła śladem Pekinu, instalując system monitoringu bazujący na biometrii. Chinom służy on do śledzenia i dyscyplinowania obywateli. W rosyjskiej stolicy pomógł władzom egzekwować zasady kwarantanny. Oficjalnie ma być jedynie udogodnieniem dla obywateli. Tak jak sprzężona z nim aplikacja FacePay, która pozwala wejść do metra bez konieczności posiadania przy sobie biletu czy karty miejskiej. Rosjanie coś więc zyskują, ale w zamian tracą prywatność. No, może poza elitami biznesowymi i politycznymi – jak dowiedli ludzie Nawalnego, żadna z kamer monitoringu biometrycznego nie została zainstalowana tam, gdzie mieszkają najbogatsi.

Sam Sobianin słynie z tego, że bardzo chroni prywatność. Wiadomo, że nie pije i nie pali, za to lubi polowania w tajdze. Nie zdołał ukryć rozwodu z żoną w 2014 r. po 28 latach małżeństwa, ale nie dzielił się szczegółami. Dokładnie tak samo Putin postąpił rok wcześniej. Poza tym obaj związali się ze znacznie młodszymi partnerkami. Sobianin z Anastazją Rakową, swoją wieloletnią asystentką, dziś zastępczynią w ratuszu. Pracowali razem na etapie tiumeńskim, Rakowa przeniosła się do stolicy w ślad za swoim szefem.

Po Putinie będzie... Putin

Moskwa nie jest łatwym miastem dla kremlowskiego polityka i ma ambiwalentny stosunek do tzw. specoperacji w Ukrainie. Dlatego Sobianin stara się zachować dystans – z jednej strony wystąpił w marcu na słynnym wiecu na Łużnikach, ale niespecjalnie mu to zaszkodziło, bo jak potwierdziły Meduzie źródła w ratuszu, występ był skierowany do wiernych telewidzów, a nie „wyrafinowanych moskwian”. Z drugiej strony Sobianin jako jeden z pierwszych ogłosił zakończenie mobilizacji rezerwistów. Ewidentnie chciał zapanować nad narastającym wzburzeniem mieszkańców spowodowanym łapankami i obławami na ulicach.

To jednak nieprawda, że postawił się Putinowi. Jest zbyt doświadczonym politykiem i ma za dużo do stracenia. Doskonale też zdaje sobie sprawę, że o tym, czy Putin odejdzie, zdecyduje on sam. Rosyjski prezydent ma w rękawie przecież asa, czyli możliwość ogłoszenia stanu wojennego. To by mu dało władzę absolutną. A skoro „po Putinie będzie Putin”, to jedyną słuszną strategią jest działanie według tamtejszego porzekadła: „tisze jediesz, dalsze budiesz” (ciszej jedziesz, dalej zajedziesz).

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama