Finlandia też planuje zaporę na granicy z Rosją. Z inicjatywą wyszła lewicowa premierka Sanna Marin, która o wsparcie dla kosztownego przedsięwzięcia zwróciła się do wszystkich ugrupowań parlamentarnych. Opozycja pomysł popiera i forsuje szybsze terminy niż te z rządowego harmonogramu, przewidującego czteroletnie budowanie i stawianie etapami. Zapora będzie podobna do polskiej, utworzy ją wysoki na 6 m stalowy płot, zwieńczony drutem kolczastym, kamerami i rozmaitymi czujnikami. Pewnym kłopotem będzie własność gruntów, bo przygraniczne działki często mają prywatnych właścicieli. Zacznie się na próbę od 3 km za 6 mln euro.
Wschodnia granica kraju ciągnie się na 1340 km, opłotowane zostaną jedynie jej fragmenty, skoro Finlandii sprzyjają klimat i krajobraz. Im dalej na północ, tym mniejsze zaludnienie i większe bezdroża, trzeba przedzierać się przez lasy lub mokradła, latem walcząc z komarami i błotem, a zimą z mrozem i śniegiem. Wzdłuż granicy płyną też spore rzeki, dlatego pilotowy odcinek ma powstać najpierw na południu. Doświadczenia stamtąd zostaną wykorzystane w rejonach północnych, w pobliżu dogodnych dojazdów i przejść istniejących. Docelowo zapora ma objąć 10–20 proc. długości granicy.
W kampanii przed zbliżającymi się wyborami ważną rolę zagrają kwestie migracyjne. Rosną obawy – stąd płot – przed większą liczbą nielegalnych prób przekroczenia granicy, tak przez Rosjan, jak i uchodźców z innych stron świata. Według modelu, który w przypadku Litwy, Łotwy i Polski ćwiczy reżim Aleksandra Łukaszenki. Do tego obecność tysięcy Rosjan, którzy zdążyli uciec przed wysłaniem na fronty inwazji w Ukrainie. Rosjanie mogli dłużej wyjeżdżać do Finlandii niż do państw bałtyckich czy Polski, między ogłoszeniem mobilizacji przez Putina a zamknięciem granicy z możliwości tej skorzystało ponad 60 tys.