23 października z samego rana rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu wydzwaniał do swoich odpowiedników na Zachodzie i straszył ich, że Ukraina zastosuje „brudną bombę”. Większej bzdury dawno nie słyszeli, więc zdziwienie było potężne. Gdzie Ukraińcy mieliby tej bomby użyć? Na własnym terytorium czy rosyjskim? Zaśmieciliby w ten sposób swój kraj? Przecież to jak dokonać pewnej intymnej czynności na własny dywan w salonie. Rosję chcą zaatakować? Moskwę, Petersburg, Nowosybirsk, Czelabińsk, a może Władywostok?
Odpowiemy w dalszej części tekstu. Najważniejsze pytanie brzmi: po co Ukraińcy mieliby to robić i co by tym zyskali. Jaki byłby mechanizm oddziaływania na przeciwnika? Na szczęście główni sojusznicy, Amerykanie i Brytyjczycy, stanowczo odrzucili i potępili rosyjskie oskarżenia. Rządy Francji i Turcji nie wydały oficjalnych oświadczeń, ale też mają świadomość, że to oczywista bzdura.
Czytaj też: Mit Putina padł. Rosja nerwowo maskuje katastrofę na Krymie
Rosjanie usiedli pod Chersoniem
Na froncie tymczasem Rosjanie wciąż kontratakują, ale tracą teren (choć bardzo powoli). Poczynając od północy, ukraińskie wojska utrzymały pozycje naokoło Kupiańska, odpierając kolejne uderzenia. Zdobyły wieś Karmazyniwka ok. 12 km na południowy zachód od Swiatowego, kolejną już wieś na wschodnim brzegu Żerebca, i pewnie się tutaj usadowiły. Wszelkie wysiłki Rosjan zmierzające do wyrzucenia przeciwnika na zachodni brzeg rzeki spełzły na niczym.