Jeszcze w niedzielę wydawało się, że wyścig o szefostwo w partii i premierostwo rozegra się między byłym kanclerzem skarbu Rishim Sunakiem a jego dawnym szefem Borisem Johnsonem, który z 10 Downing Street wyleciał z hukiem zaledwie cztery miesiące temu. Ale wbrew buńczucznym zapowiedziom były premier nie zdołał zebrać co najmniej setki głosów członków Izby Gmin z własnej partii. W typowym dla siebie lekceważąco-sarkastycznym stylu oświadczył mniej więcej, że „gdyby chciał, toby wygrał”, ale ma akurat inne plany.
Poniedziałek zaczął się za to od przedwczesnej koronacji Sunaka, który w weekend zebrał setkę głosów. Wydawało się, że nic nie odbierze mu nominacji, bo Penny Mordaunt, jego jedyna rywalka, była minister rozwoju międzynarodowego i krótko szefowa resortu obrony, dziś kierująca Izbą Gmin, miała ok. 20 ludzi za sobą. Media już się zastanawiały, czy Sunak uspokoi rynki po zapowiedziach „minibudżetu” Liz Truss i Kwasiego Kwartenga, gdy tuż po godz. 13 polskiego czasu paski serwisów informacyjnych znów były czerwone. Anonimowy członek ekipy Mordaunt zadeklarował, że kandydatka ma obiecane poparcie „ponad 90” członków partii, choć nie podał żadnych nazwisk. Mordaunt wycofała się jednak z wyścigu tuż przed zamknięciem procedury przyjmowania kandydatur, twierdząc, że to najlepsze wyjście dla konserwatystów. To Rishi Sunak zostanie premierem.
Czytaj też: Duch Margaret Thatcher krąży nad Wielką Brytanią
Rishi Sunak. Droga na szczyt
Na pewno długo na to czekał i nigdy tego nie krył, bo należy do polityków, których interesują tylko najwyższe cele. To on w czerwcu, razem z ministrem zdrowia Sajidem Javidem, wywołał rewoltę przeciw Johnsonowi, pisząc list, w którym de facto wypowiedział mu posłuszeństwo. Twierdził, że ówczesny szef rządu stracił legitymizację do sprawowania władzy.
Sunak wydawał się faworytem do przejęcia schedy. Etykieta bliskiego współpracownika odchodzącego premiera zdawała mu się nie przeszkadzać, a eksperci wskazywali, że ma poparcie partyjnych dołów. Na jego korzyść przemawiała też groźba przyspieszonych wyborów. Zakładano, że były kanclerz skarbu, a wcześniej minister zdrowia, jest bardziej doświadczony, zdolny przeprowadzić torysów przez ciężką kampanię przeciw laburzystom, którą w dodatku zaczynaliby na straconej pozycji, przy kilkudziesięciopunktowej stracie sondażowej.
Wyszło inaczej, choć Sunak wygrał wynikiem 137 do 113 ostatnie, piąte głosowanie w Partii Konserwatywnej. Sumarycznie członkowie partii postawili jednak na Truss – na byłą szefową MSZ zagłosowało nieco ponad 80 tys. zarejestrowanych konserwatystów, na Sunaka – zaledwie 20 tys. mniej. Było jasne, że partia jest głęboko podzielona, a frakcja brexitowa, wtedy jeszcze unitarna i reprezentowana przez Sunaka, ma spory potencjał. Mimo sarkastycznych deklaracji o wyprowadzce do Kalifornii i wycofania się z brytyjskiej polityki Sunak broni absolutnie nie złożył. Widział, że triumf Truss był w dużej mierze pokłosiem słabości innych kandydatów. Ale nie opadł jeszcze kurz po aferach Johnsona, a i Sunak średnio się nadawał do roli cichego sternika, który miał uspokoić nastroje, przegrupować wojska, a potem przygotować je na kampanijną walkę.
Czytaj też: W Irlandii Północnej jest już więcej katolików niż protestantów
Najmłodszy szef brytyjskiego rządu
Przez ostatnie siedem tygodni Sunak czekał więc w ukryciu. Nieprzesadnie krytykował Truss, bo wiedział, że to ryzykowne (bo antagonizujące część partii) i niepotrzebne. Pani premier zdawała się potykać o własne nogi co krok, wystarczyło czekać, aż upadnie. Kiedy to się stało – w ubiegły czwartek – Sunak natychmiast wyszedł z cienia. Błyskawicznie ogłosił swój start w wyborach na szefa torysów, uderzając z całą siłą swego politycznego zaplecza. Poparło go m.in. szerokie grono ministrów, w tym szefowa resortu kultury Michelle Donelan, minister spraw wewnętrznych Grant Shapps, minister handlu zagranicznego Kemi Badenoch (poprzednio trzecia w rywalizacji o przywództwo w partii), legenda torysów Ian Duncan Smith oraz minister ds. emerytur Chloe Smith. Lista jest może mniej imponująca niż zestaw zwolenników Johnsona: Jacob Rees-Mogg, Simon Clarke, Nadhim Zahawi, ale to obóz Sunaka wyszedł zwycięsko z rywalizacji.
Jakim będzie premierem? Ma zaledwie 42 lata, co czyni go jednym z najmłodszych szefów rządu w historii Wielkiej Brytanii, i będzie pierwszą osobą na tym stanowisku z mniejszości etnicznej. Uwagę przykuwa jego błyskawiczny awans na szczyty polityki. W Izbie Gmin zasiadł po raz pierwszy dopiero w 2015 r., pięć lat później został mianowany kanclerzem skarbu (czyli brytyjskim ministrem finansów). W czasie pandemii przewodził rankingom popularności polityków, doceniony za interwencjonizm i szeroki pakiet instrumentów socjalnych i finansowych, który rząd Johnsona wprowadził, by ustabilizować gospodarkę. Później nie było już tak różowo – na jaw wyszły skomplikowane rozliczenia podatkowe jego żony Akshaty Murty, córki jednego z najbogatszych przedsiębiorców w Indiach (unikała płacenia podatków od zagranicznych przychodów brytyjskiemu fiskusowi). Torysom nie podobało się też, że Sunak ma amerykańską zieloną kartę, dzięki czemu mógłby legalnie pracować za oceanem.
Czytaj też: Królowa małżonka Kamila. Tajna broń brytyjskiej monarchii
Premier z klasy wyższej
Poza tym Rishi Sunak żadnego powiewu świeżości raczej nie wniesie. Wyjąwszy indyjskie pochodzenie, wygląda wręcz na polityka zaprojektowanego na szefa brytyjskiego rządu. Najpierw skończył Winchester – jedną z najbardziej prestiżowych prywatnych szkół średnich na Wyspach. Potem studiował na Oskfordzie (PPE, Politics, Philosophy and Economics, najstarszy kurs akademicki na świecie, zwany treningiem dla przyszłych polityków). Potem kariera w bankowości, praca w Goldman Sachs i stypendium Fulbrighta, dzięki któremu ukończył MBA na Uniwersytecie Stanforda. Dodajmy relatywnie zamożne pochodzenie i żonę miliarderkę – Sunak to kolejny przedstawiciel klasy (naj)wyższej, elitarysta mający z resztą społeczeństwa niewiele wspólnego, żeby nie powiedzieć, że nic. W tym kontekście co najmniej zabawne jest, że argumentem przemawiającym za jego kandydaturą była większa „wybieralność” w wyborach powszechnych.
Z gospodarczego punktu widzenia Sunak będzie raczej zachowawczy, postara się odwrócić kurs, który swoją postthatcherowską szarżą narzuciła Liz Truss. Rynki przyjmą jego nominację z ulgą, a kurs funta się ustabilizuje, może nawet odrobi część strat względem euro i dolara. Sunak powstrzyma się też zapewne od dalszego izolowania Wielkiej Brytanii w relacjach z najważniejszymi partnerami, w tym USA. Utrzyma poparcie dla Ukrainy, a jego odpowiedzią na kryzys energetyczny ma być częściowe subsydiowanie rachunków najuboższym gospodarstwom domowym.
Poza tym – wszystko po staremu. Sunak na chwilę uspokoi burzę, ale strukturalnej reformy wśród torysów nie przeprowadzi. Do tego potrzebne byłoby wpuszczenie świeżej krwi i debata, którą tak skutecznie wyciszał Boris Johnson, usuwając z partii wszystkich, którzy nie popierali „twardego” brexitu, w tym popularnego centrystę Rory’ego Stewarta i wnuka Winstona Churchilla sir Nicholasa Soamesa. Premierostwo Sunaka nie będzie dla torysów i Wielkiej Brytanii żadną zmianą, zwłaszcza w dłuższej perspektywie.