Dymisja, ale już!
Dymisja, ale już! Dlaczego upadł rząd Liz Truss i jaka z tego lekcja dla nas
Niemal sto lat temu w londyńskim Carlton Club zebrali się szeregowi posłowie Partii Konserwatywnej, aby za plecami partyjnych tuzów przesądzić o upadku własnego rządu Davida Lloyda George’a. Tzw. backbenchers, czyli ci zajmujący w parlamencie tylne ławy, sformalizowali potem swoje wpływy, zakładając Komitet 1922. W zeszłą środę szeregowi członkowie tej samej partii zebrali się w tym samym klubie, aby uczcić stulecie powstania Komitetu. I znów obalić swój rząd.
Liz Truss nie nadawała się do tej roboty. Potwierdziło to jej ostatnie wystąpienie, w którym zabrakło jakiejkolwiek myśli wartej zapamiętania, jakichkolwiek emocji czy refleksji. Czy po prostu wytłumaczenia, co się właściwie stało. Brytyjska premier ustąpiła ze stanowiska 20 października – zaledwie 45 dni po objęciu funkcji, zostając tym samym najkrócej urzędującym premierem w historii Zjednoczonego Królestwa.
Znalazła się jednak w zacnym gronie. Licząc mniej więcej od kryzysu sueskiego w 1956 r., po którym poleciała głowa Anthony’ego Edena, więcej konserwatywnych premierów poległo z rąk konserwatywnych backbenchers niż w wyniku wyborczego zwycięstwa opozycji. Taki los spotkał chociażby Margaret Thatcher, a ostatnio Theresę May i Borisa Johnsona.
Tak rozwinęła się choroba, która trapi i obezwładnia dziś brytyjską demokrację.
Bezpośrednią przyczyną upadku rządu Truss był tzw. minibudżet, ogłoszony 23 września przez jej kanclerza (czyli ministra finansów) Kwasiego Kwartenga. Ich propozycja zakładała m.in. radykalną obniżkę podatków przy jednoczesnym utrzymaniu wydatków budżetowych oraz kosztowny program zamrożenia cen energii na ponad rok. Pomysł polegał na tym, że choć takie rozwiązanie w krótkiej perspektywie wywoła eksplozję deficytu budżetowego, to obniżka podatków da pozytywny wstrząs pogrążonej w marazmie gospodarce i wzrost PKB wkrótce zrównoważy państwowe finanse.