I znów Rosjanie zaatakowali Kijów, Żytomierz, Dniepr i Mikołajów, używając „dronów kamikadze” irańskiego pochodzenia. Nie było to szczególnie zmasowane działanie. Mimo to trzy aparaty trafiły we wschodnią, lewobrzeżną część Kijowa, gdzie porażono obiekty związane z systemem energetycznym. Szkody musiały być niewielkie, bo przerwa w dostawie prądu była dość krótka. Większość z wysłanych shahedów-136 zestrzeliła ukraińska obrona przeciwlotnicza.
Źle z rosyjskim lotnictwem
Mamy też ostateczne podsumowanie wczorajszych ataków. W północną część kraju wystrzelono 39 aparatów, pięć trafiło w Kijów, pojedyncze w Winnicę, Sumy i Dniepr, resztę zniszczono. Z kolei w południowej Ukrainie atakowały 43 shahedy-136 – 37 zestrzeliła obrona przeciwlotnicza, pozostałe uderzyły w Zaporoże i Mikołajów, niemal wyłącznie w obiekty czysto cywilne.
Rosyjska kampania ukierunkowana na sterroryzowanie i zastraszenie ludności nie ma raczej szans powodzenia. Przede wszystkim dlatego, że są to mimo wszystko działania dość anemiczne. Uderzenia nie są silniejsze przypuszczalnie dlatego, że nie wszystko z Iranu jeszcze dotarło. Zamiast jednak gromadzić zapasy i wykonać naprawdę zmasowany atak z wykorzystaniem np. 1000 sztuk amunicji krążącej do zadania poważnych strat w infrastrukturze energetycznej, Rosjanie „pykają” je po troszeczku i tracą znaczną ich ilość.
Wczoraj na szczęście nie udało im się zabić wielu mieszkańców, za to ich własny taktyczny bombowiec Su-34 na podejściu do lądowania na lotnisku Jejsk-Centralnyj wyrąbał w blok mieszkalny 4 km dalej.