Świat

224. dzień wojny. Rosyjski atomowy Posejdon wyszedł w morze i straszy. A powinien śmieszyć

Okręt podwodny „Biełgorod” Okręt podwodny „Biełgorod” mil.ru / mat. pr.
Trwa ukraińskie natarcie, a Rosjanie tracą kolejne miejscowości. Nowi rekruci niewiele zmieniają na froncie. Świat fascynuje się tymczasem nową bronią Rosji – wielką torpedą Posejdon z napędem jądrowym i termojądrową głowicą bojową, zdolną ponoć wywołać tsunami. Jest się czego bać?

W obwodzie chersońskim od strony Krzywego Rogu, czyli w północno-wschodniej części przyczółka, nastąpiło załamanie frontu. W czasie codziennego briefingu w ministerstwie obrony Rosji, w którym uczestniczyli wyłącznie rzecznik resortu i kilka osób z jego biura, pokazano mapę. Według niej front przebiega tu na linii Miłowe–Kubań–Kałyniwśke nad Ingulcem. Najwyraźniej tu cofają się rosyjskie wojska, bo ukraińskie doniesienia mówią o kolejnych zajmowanych miejscowościach na północ stąd.

Cofnięcie się Rosjan na tę linię oznacza utratę mniej więcej połowy przyczółka na prawym brzegu Dniepru od 28 sierpnia. Najwięcej Ukraińcy osiągnęli tu w ostatnich kilku dniach i jest to przypuszczalnie efekt załamywania się dostaw amunicji dla wroga, wyczerpania żołnierzy, paraliżu systemu dowodzenia i słabnącego morale. To ostatnie paradoksalnie pogarsza jeszcze napływ „mobików”, jak po obu stronach frontu mówi się o rekrutach. Są bowiem niezdyscyplinowani (a kiedy mieli przyswoić wojskową dyscyplinę?), szerzy się wśród nich pijaństwo, nie są odporni na stres, więc często wpadają w panikę, pociągając na dno innych żołnierzy. Może mobilizacja przyniesie jakieś efekty, kiedy pojawi się więcej lepiej wyszkolonych ludzi, ale to i tak nie wpłynie na losy wojny, najwyżej niepotrzebnie ją przedłuży i utopi Rosję we krwi.

Reklama